6 października na Cmentarzu Rakowickim pożegnaliśmy Annę Blaschke. Jako twórczyni Salonu Artystycznego, którego Ania była niejednokrotnie gościem, powiedziałam na koniec uroczystości kilka słów o niej. Ponieważ nie były one przez wszystkich uczestników dobrze słyszalne, poproszono mnie o ich spisanie. Przywołuję zatem sens tamtej wypowiedzi.
26 września jechałam autobusem. Naprzeciwko spostrzegłam starszą panią o bladej cerze w intensywnie zielonym żakiecie. Pomyślałam, że to za mocny kontrast. Wtedy zadzwonił telefon – to Grażynka Łapuszek zawiadamiała mnie o śmierci Ani. Spuściłam wzrok. Dostrzegłam wtedy, że palce kobiety przesuwają paciorki różańca.
Anię Blaschke poznałam późno, bo dopiero w 2007 r., kiedy objęłam redakcję „Kuriera Dzielnicy XI”. Ale szybko, intensywnością spotkań, zaczęłyśmy nadrabiać stracony czas. Najpierw poznałam autorkę wierszy, potem fotografii, pomysłodawczynię „Triady”, wreszcie współtwórczynię NGT „Porfirion”. Potem doszły poetyckie spotkania w kawiarniach i restauracjach Podgórza Duchackiego. Coraz więcej nici łączyło mnie z Anią. Nie musiałam zasadniczo o nic Ani prosić, ona wyprzedzała moje prośby o krok, dwa, trzy… Przynosiła materiały i mówiła: „Masz, może Ci się przydą”. Dzieliła się uwagami, pomysłami i kontaktami.
Gdy wymyśliłam SABAS na Woli Duchackiej Ania była pierwszą poetką, którą zaprosiłam do udziału. Zapytała wtedy: „Dlaczego ja? Nie wydałam ostatnio żadnego nowego tomiku. Są inni, więksi”. Była skromna. Żyła w cieniu innych. Ale zgodziła się. Dzięki temu pierwszemu spotkaniu poznałam jej twórczość – udostępniła mi do lektury nie tylko tomiki i wiersze nowe, ale i wspomnienia, opowiadania…”. Sama jednak przygotowała scenariusz, oprawę wokalną, interpretacje wierszy, nawet scenografię i mini wystawę swoich jesiennych zdjęć. Potem przyszła kolej na następne wieczory aż do ostatniej prapremiery „Kabaretu Śmieszącego od Jutra” w czerwcu tego roku. Na spotkaniach zbiorowych czy innych autorów czytała swoje wiersze, tych innych, przygotowywała występy „Porfirionu”… Gdy była tylko gościem – rozsyłała zaproszenia, dzieliła się spostrzeżeniami, a po – przysyłała mi zdjęcia: klika, kilkanaście, a czasami kilkadziesiąt. Wiedziała, jak ważna jest dokumentacja, gdy jest się organizatorem.
26 września zostałam z pełną garścią przerwanych jednym cięciem nitek.
Gdy zastanawiałam się, czy powiedzieć w czasie uroczystości pogrzebowej coś o Ani, czy później wracać do wspomnień o niej, ona sama udzieliła mi odpowiedzi. Przygotowując jej wiersze na SABAS w Bonarce, którego szczegóły ustalałyśmy jeszcze telefonicznie, w moim egzemplarzu scenariusza spotkania z 28 października 2010 r., na końcu, już po oficjalnym zakończeniu salonu, wstawiła wiersz przeznaczony do przeczytania przeze mnie. Zapomniałam o nim, to odkrycie wstrząsnęło mną. Wiersz jest bowiem Ani interpretacją 6. wersu 30. pieśni z „Pieśni III” Horacego: Non omnis moriar. Dlatego chciałabym go teraz Państwu zaprezentować.
Anna Blaschke, Nie odejdę cała
nikt jeszcze nie wrócił
z tamtej strony
nikt nie wie jak to jest
kiedy coś przechodzi w nic
nikt nie chce unicestwienia
ale to nie to samo co śmierć
pisana nam z chwilą poczęcia
każdy odchodząc
chce trwać w myślach
w słowach w pamięci
tych wszystkich którzy
odejdą później
może to właśnie dlatego
piszę dzisiaj te słowa
one pozostaną
nie odejdę cała
Aniu, dziękuję!!!