Miałam zaproszenie na wakacje do Tarnobrzega, ale tam na wyciągnięcie ręki już stał front i nawet do Bochni przestały chodzić dla cywilów pociągi. Mama Halinki, Pani Zawrzykrajowa zabierała nas na dalekie spacery albo też wdychałam „górskie” powietrze na moim ulubionym „przyczółku” Krzemionek, tuż naprzeciw ulicy Tarnowskiego. To był ponadto doskonały punkt obserwacyjny na tę „via dolorosa” okupowanego Krakowa: pędzono tędy jeńców radzieckich do fortu pod Kopcem Krakusa albo Żydówki i Żydów po pracy w mieście, może nawet w „Emalii”, do Obozu Płaszów. A ostatnio, jak się przyłożyło ucho do skały można było usłyszeć odległe dudnienie dział.
Pierwszego sierpnia w Warszawie wybuchło powstanie. Wszyscy zastygli w oczekiwaniu czegoś nieuniknionego. Mimo to, szóstego sierpnia w niedzielę tłumy obległy wszystkie miejsca plażowe nad Wisłą i na Błoniach – opalanie się i kąpiel to były nieliczne okupacyjne przyjemności. I w te miejsca zajechały „budy” zagarniając wszystkich młodych mężczyzn. Część zamknięto na posterunkach niemieckiej policji albo w więzieniu na Montelupich, większość transportowano do Obozu Płaszów. Oczywiście tkwiłam na swojej górce, ale zanim zdążyłam się czegokolwiek doliczyć, już chłopcy z okolicznych uliczek zrobili pełne rozeznanie: plac apelowy w Obozie Płaszów zapełnił zwarty tłum 8 tyś. ludzi. Porażonych nielitościwym słońcem, nie wiedzących co z nimi będzie.
W poniedziałek ruszyliśmy z paczkami żywnościowymi do Rady Głównej Opiekuńczej na ulicę Wiślną. Szefowie różnych instytucji też przybyli, by reklamować swoich pracowników, dość, że wielu powoli uwalniano.
Wśród nich był też kolega Janki – Jaś. Było mu po drodze więc do nas wstąpił. I trudno uwierzyć, ale… z prezentem. Bo w końcu na noc ułożono ich w barakach i Jaś na pryczy znalazł dwie koronkowe serwetki. Trudno odtworzyć ich historię, pewnie miały w obozie małą wartość, nie zasługiwały na wymianę na pajdkę chleba, więc tkwiły bezpańsko do czasu, gdy można było jedną z nich sprawić radość miłej dziewczynie, a drugą, struchlałej z niepokoju o los syna matce wręczyć na powitanie.
Dzięki za wspomnienia.Podgórze się nam zmeinia, taka kolej, a czasami właśnie potrzebna jest chwila zadumy i popatrzenie na dzielnice tak jaka ona była przed laty. Kilka dni temu moj kolega z pracy (światek jehowy) słysząc rozmowe na temat powstania warszawskiego, skomentował ” po co my do tego wracamy, jkie to ma dzisiaj znaczenie”.
Co za pytanie ? Przecież historia tworzy naszą tożsamość. Ja chcę wiedzieć, kto nie chce, niech nie czyta i nie słucha. Kiedy 1 sierpnia o 17 zabrzmiał w Krakowie głos syren, usłyszałam pytanie: Czy to rocznica wybuchu wojny? Aż trudno uwierzyć w taką ignorancję.