W minionym tygodniu został wyburzony niewielki parterowy budynek, który znajdował się przy ul. Dekerta pomiędzy numerami 15 i 17. Mały, różowy domek niemal przyklejony do sąsiedniego bloku. Nawet nie wiadomo, jaki miał numer i czy w ogóle go miał.

Pewno niczym szczególnym się nie zapisał w historii, poza tym, że był. Jak twierdzili niektórzy sąsiedzi, ponoć w czasie II wojny światowej miał tu mieszkać – a może tylko mieć swoje biuro – niemiecki inżynier, który nadzorował budowę znajdującej się obok linii kolejowej i wiaduktu nad ul. Dekerta. Ale czy to prawda?

Być może związki z koleją miał też przez krótki okres powojenny, kiedy w latach 1946-47 w sąsiednim budynku (dziś w ruinie) przy ul. Dekerta 15, znajdował się przystanek osobowy Kraków – Zabłocie. Można było stąd dojechać w wiele zakątków Polski…

Potem zamieszkali tu lokatorzy kwaterunkowi, a budynkiem administrował Zarząd Budynków Komunalnych. I jak to się często zdarza, taka kombinacja doprowadziła do systematycznego pogorszenia się stanu budynku. W konsekwencji kilkanaście lat temu wyprowadzili się stąd ostatni lokatorzy. Wkrótce zamurowano okna i drzwi, by zatrzymać nieproszonych gości. Z czasem zaczęły spadać kolejne dachówki, sypał się tynk… Budynek zaczął znikać, z każdym rokiem widać go było coraz mniej, zwłaszcza latem, kiedy  tonął w zielni pozostawionego naturze ogródka… Nawet na google maps nie można było go znaleźć.

Może jednak nigdy nie istniał? Teraz na pewno go nie ma.

 

ps. Budynek miał numer 15/12