W tym roku na targach po raz pierwszy pojawią się Cockney’ki… tak w latach osiemdziesiątych nazywało się glany. Najlepsza gatunkowo i tradycyjnie garbowana skóra, gwarantowana jakość, unikalne wzory własnego autorstwa oraz ręczne szycie na wszystkich etapach produkcji… to wszystko sprawia, że nasze buty są nie tylko wygodne i trwałe, ale przede wszystkim oryginalne. Zwłaszcza, że na etapie omawiania projektu Klient może sam decydować o każdym ich szczególe.

HISTORIA…

Pierwsza para glanów wyszła spod igły, a nie taśmy produkcyjnej… Czyli krótka historia Cockney’a… Pasja! Zaczynając nie miałem nic, ani grosza, ale byłem cierpliwy i wytrwały…

Pierwsze buty zrobiłem swojemu koledze. Było to w 1994 roku, wtedy na rynku polskim nie było wielkiego wyboru ciężkiego obuwia.W tym czasie rozpoczął sie już napływ towarów z zachodu. Jednak sprzedawcy sprowadzali produkty, które można szybko sprzedać, więc buty kolorowe wciąż były niedostępnym u nas rarytasem.

Pierwsza para mojej produkcji odbiegała od standardów. Buty były wyższe, tak zwane 14-stki nie 10-tki, a przede wszystkim były zielone. Drugie buty zrobiłem już sobie, tej samej wysokości, tyle że czerwone. Kompletnie wtedy nie myślałem o założeniu stałej produkcji. Robiłem buty dla swoich znajomych, a  z czasem okazało się, że zainteresowanie jest na tyle duże, że uruchomiłem produkcję. Pierwsze lata działalności opierały się w całości na poczcie pantoflowej. Wraz z kolegami po fachu wynajmowaliśmy stary dom, w którym jednocześnie mieszkaliśmy i pracowaliśmy. Nasza fabryka obrosła legendą i z całej Polski przyjeżdżali ludzie zamówić buty.

Cockney to dzieło ludzi, którzy razem żyli i pracowali…

Lech Kowalski, reżyser „Boot Factory”, obrazu poświęconego naszej działalności, powiedział że zrobiliśmy to, co Sex Pistols, gdyby robili buty nie muzykę…

Film jest reżyserską wizją naszej manufaktury w początkach działalności. Lech jest autorem filmu o trasie koncertowej Pistolsów po USA w 1979 roku. Kapela jak grała tak żyła, podobnie wyglądała nasza praca. Pracowaliśmy, ale też dużo imprezowaliśmy i jeździliśmy na koncerty…

(Łukasz Świerczek)