Dziś zrujnowany budynek bez dachu, po dwóch pożarach, czekający na rozbiórkę. A kiedyś? W latach 80. bywali tu: Grzegorz Ciechowski, muzycy Lady Pank i Maanamu, by wymienić tych najbardziej znanych.

Co ściągało gwiazdy polskiego rocka do tego budynku zagubionego gdzieś na przemysłowym Zabłociu? Odpowiedź jest prosta – osoba Arkadiusza Jarosza, jednego z najbardziej znanych oświetleniowców na polskiej scenie muzycznej lat 80. Tutaj wpadali po przebytych trasach koncertowych i omawiali swoje techniczne wyczyny. Na Dekerta także narodził się pomysł bodaj pierwszego miksera tylko dla świateł scenicznych, tam też ów pomysł zrealizowano. Wtedy to była prawdziwa nowość.

Jak wspomina żona, Krystyna Jarosz „Po powrocie z koncertów ekipa przyjeżdżała na placyk przed budynkiem Dekerta 15 czerwonym busem, którym jeździł pan Stasiu z Zakopanego. Wypakowywali sprzęt. Część skrzyń ze sprzętem zostawała na korytarzu. Potykali się o nie sąsiedzi. Nie byli tym zachwyceni. Część lądowała u nas w mieszkaniu. Potem bus jechał dalej, z kapelą do domu. Czasem zespół jeździł oddzielnie, w zależności od wielkości koncertu. A gdy ekipa wyładowała sprzęt, to wtedy, no cóż, po długiej trasie dobrze było usiąść razem, pogadać, napić się. Cicho na pewno w te dni nie było. Sąsiedzi nie patrzyli przychylnie, gdy podjeżdżał samochód. To nie był ich świat. Nie do końca też wiedzieli, o co chodzi, co to za ludzie i co się tu dzieje. Mało kto z tamtej okolicy interesował się muzyką. Po prostu raczej nie mieli pojęcia z kim mąż imprezuje, czemu zawala przejście gratami i dlaczego są głośne rozmowy do nocy.”

Kto jeszcze odwiedzał mieszkanie państwa Jaroszów przy ul. Dekerta 15? „Bywali u nas techniczni. Po trasie zawsze warto było się spotkać i wszystko omówić. Niektórzy nawet pomieszkiwali u nas. Z bardziej znanych był to Włodek Czocher „Sprężyna” – przez wiele lat dźwiękowiec największych gwiazd polskiej muzyki. To był wspaniały człowiek i wybitny fachowiec, bez niego nie można było nic włączyć, odłączyć czy złączyć. Ogarniał wszystko. Był technicznym głównie Perfectu, ale współpracował też m.in. z Ewą Bem, Krystyną Prońko czy Lady Pank. Pod koniec życia – zmarł w 2013 roku – współpracował stale z Maleńczukiem. Nawet w jednej piosence słychać: „Sprężyna, mój drogi, podaj mi gitarę”. Sprężyna mieszkał u nas na Dekerta kilka miesięcy w 1985 roku. Bywał też u nas, jak członek rodziny, Andrzej Stępień zwany Murzynem – biały człowiek, ale o kręconych czarnych włosach. Elektryk wszystkich chyba znanych kapel rockowych. Ponadto Faraon, Synek, Mikesz. Zawsze coś wspólnie kombinowali i rozkminiali.”

Częstym gościem przy Dekerta 15 był Grzegorz Ciechowski, to tu decydowano o wyglądzie koncertów Republiki, a potem Obywatela GC. Jak pisze Alex Stach w książce o Republice „Gwiazdy, Komety & Czad”: Forma ich koncertów mogła być taka, jaką sobie wymarzyli, ze starannie zaplanowaną scenografią, z precyzyjnie przygotowanymi światłami. Z trzech ciężarówek, jedna woziła same tylko światła. A zajmował się nimi spec nad spece – Arkadiusz Jarosz, fachowiec i pasjonat, który stworzył – jak powiada Grzegorz – departament światła, spełniający na koncertach funkcję równoległą i niemal równorzędną z muzyką. Wszystko to było sterowane ręcznie, a tak pieczołowicie dopracowane, tak perfekcyjnie wyreżyserowane, że absolutnie porównywalne z obecnymi realizacjami komputerowymi. W końcu nie bez kozery taki koneser, jak Piotr Kaczkowski, podczas poznańskiej Rock Areny ’83 – co skrzętnie zanotował w pamięci Krzywy westchnął, że jest to dla niego największe przeżycie od czasu koncertu „Wall” Pink Floydów.”

„Pamiętam Grzegorza Ciechowskiego idącego w czarnym, długim płaszczu ulicą mijając sklep na rogu Dąbrowskiego – kontynuuje Krystyna Jarosz. Pamiętam też, jak Obywatel GC grywał u nas na flecie. Potrafili z mężem całe dnie, noce siedzieć i debatować nad tym co się zdarzyło oraz przede wszystkim nad nowymi pomysłami. Ponoć w 1988 roku pewnego ranka po przebudzeniu właśnie przy Dekerta 15, Grzegorz Ciechowski napisał tekst piosenki– „Tak…tak… to ja” – tak twierdził mój mąż, ale nie dam głowy, czy tak było.”

Arkadiusz Jarosz współpracował i przyjaźnił się także z muzykami Oddziału Zamkniętego i był oświetleniowcem Maanamu. Współpracował z nimi również przy powstawaniu filmu „Czuję się świetnie”, fabularyzowanego dokumentu o grupie Maanam. Później pracował m.in. z Edytą Górniak, Dodą i Ich Troje. Jednak po przejściu z technologii analogowej na cyfrową nie mógł odnaleźć swojego miejsca na scenie muzycznej. W analogowej był mistrzem.

Jak wspomina córka – Magdalena Jarosz: „Tata zajmował się też fotografią. Miał mnóstwo zdjęć. W łazience zrobił ciemnię i sam wywoływał fotografie. Jako ciekawostkę warto też wspomnieć, że przed rokiem 1985 w małym pokoju naszego mieszkania działała drukarnia Solidarności. Wracając do fotografii, to bardzo przykre, że ich znaczna większość spłonęła. Między innymi zdjęcia artystów. Jedynie część uratowaliśmy.” Co ocalało? Pudełka slajdów nadtopionych i posklejanych pod wpływem temperatury. Sporo zdjęć głównie z koncertów i ze słynnego busa Orbisu, którym Republika jeździła w trasy.

Nikt nie przypuszczał, że historia tego budynku skończy się tak nagle i tragicznie w 2002 roku. Kradzież telewizora, jedno podpalenie, aby zatrzeć ślady, potem drugie… Od tego czasu opuszczony i niezabezpieczony budynek popada w ruinę. Zapewne nic go już nie uratuje. Nawet związki z największymi gwiazdami polskiej muzyki rockowej.