Zimą odwiedziła ulicę św. Kingi ekipa filmowców (patrz felieton pt. „Koliber na mojej uliczce?” strona 4, 24 lutego).
Aktualnie, jak pisze moja miła informatorka pani Kasia Leśniak, film miał już premierę w angielskiej BBC, a jego reżyser Peter Szewczyk prezentuje go na kilku festiwalach form krótkometrażowych.
Ale. Ale zanim podam link, pod którym dostępny jest zwiastun filmu i zanim zasiądą przed laptopami osoby lubiące się gorszyć, mieć za złe, mówiące „co ludzie na to powiedzą”, przypomnę, że nasza uliczka nie taka znów święta i już to i owo widziała i to wcale nie chodzi o kolorowe włosy. Nie korzystając specjalnie z sensacyjnych opowieści pewnej tutejszej serwisantki, a tylko na podstawie własnych obserwacji mogę przytoczyć niejedno: Na przykład widok wyrzucanego oknem na ulicę wszelkiego sprzętu domowego przez rozszalałego młodego mężczyznę; głośniejszą niż szum samochodów relację uroczej córeczki na temat życiorysu mamusi; dwa, a może nawet trzy widowiskowe pożary, przy czym czarne smugi – pamiątka po jednym z nich – ciągle dostępne do oglądania; piwniczną kolekcję broni i materiałów wybuchowych z drugiej wojny, błyskawicznie i dyskretnie zlikwidowaną chyba jeszcze przez dzielną milicję; panią wysyłającą drobną dziatwę do sąsiadów z prośbą o „pożyczenie” herbaty w woreczkach i wódki w butelce dla „wujka”; dziewczynę wypchniętą przez okno na ulicę; dzieciątko znalezione w śmietniku…
Wystarczy?
I jeszcze jedno na koniec. Ten film to wprawdzie tyko bajka o kolorowej, nierozumianej przez otoczenie dziewczynie, może nawet zaszczutej, zawiera jednak bogate przesłanie: daj ludziom żyć i być innymi.
I uśmiechnij się. Przecież na naszą ulicę zawitał koliber.
A oto obiecany link: