Był rok 1946/47. W Domu Żołnierza przy ul. Zyblikiewicza „szedł” i budził sensację Kabaret Siedem Kotów, w Przekroju co tydzień „gęgała” Zielona gęś Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, Linia AB szemrała: panie to wariat ten jakiś Ildefons, a za Kirą dzieci z ulicy Krupniczej wołały: zielona gęś. Za to my , młodzież licealna mówiliśmy Gałczyńskim i w ogóle byliśmy rozpoetyzowani i wzniośli.

Ale „pospolitość skrzeczała”, w domu było skromnie i na dodatek po kuchni bezczelnie biegały myszy. Wzięliśmy więc kotkę, nazywała się Milusia i taka była milusia, że wnet sprowadziła na świat siedem kociąt. Trochę za dużo, dom to nie kabaret, czasy chude, a tu cała czereda pcha się do miski, tylko skąd na to brać. Więc gdy kocięta zostały należycie odchowane, wykochane, wygłaskane, zapadła decyzja: trzeba je oddać. Zawiązałam im na szyjkach kolorowe wstążki z wielkimi kokardami i gdy Janka zagadywała Milusię wymknęłam się z domu ze szkolną teczka wypchaną kocią dziatwą. Na targ, na Rynek Podgórski. Wtedy nasz rynek był takim klasycznym targowiskiem z końmi, furmankami, ziemniakami, owocami i wszystkim, co okoliczne ogrodnictwa i pola aktualnie proponowały.

Koootki oddam w dobre ręce, kootki… prawie wyśpiewałam i nawet nie zdążyłam zaczerpnąć tchu, by powtórzyć tę frazę, bo ludziska już stali w kolejce po mój „towar”.

Z rozbawieniem przypomniałam sobie, te moje pierwsze, też jakby nie było targi rzeczy wyjątkowych, gdy w 2008 roku wzięłam udział w tych prawdziwych: Pierwszych Podgórskich Targach Rzeczy Wyjątkowych. A z czym? A z tym a co moja działka w Zakolu Wisły bogata. Powołałam do drugiego życia pestki brzoskwini, gałązki dzikiego bzu, nasienniki ogórecznika, kolorową kukurydzę, talarki miesięcznicy, a także buczynę, żołędzie i kasztany, z których tworzyłam biżuterię.

A co w tym roku? Pragnę wzbogacić moją ofertę (skąd u licha wziął się ten frazes, ale niech będzie) wisiorkami z kamieni z Krzemionek, w sznurkowym, makramowym splocie, bryłkami soli wielickiej w brylantach, perełkach i stali, naszyjnikami i kolczykami z tego, co dotknięta zeszłoroczną powodzią działka potrafiła mi jednak użyczyć.

Zapraszam i do zobaczenia w niedzielę.