Stary pamiętnik oprawiony w granatowe płótno. Trochę zatarty monogram ZS i autograf ofiarodawcy – taty, z datą 22.12.1936 r. Przeróżne wpisy, rysunki, a nawet malowidła – koszmarne, ale wzruszające naiwnością – cioć, kuzynek, koleżanek, znajomych.
Potem wojna, ale pamiętnik jest dla mnie tak ważny, że w szkolnym tornistrze na plecach przewożę go przez ćwierć Warthegau i pół Generalnego Gubernatorstwa do Krakowa. Dochodzą nowe wpisy koleżanek ze Szkoły nr 19 na Zwierzyńcu, ale prawdziwy „wysyp” odbywa się w czerwcu 1943 r., gdy kończę siódmą klasę szkoły bez budynku, ale z numerem 28, w Podgórzu. Kogo my tu mamy? Niemal dziennik klasowy: Krysia Bryła (mieszkanka tego obecnie spalonego domu), Barbara Balińska i Terenia Dzięglówna, przyjaciółki, tancereczki i wielbicielki Mariki Rokk, bohaterki filmu Kora Terry; „Wariatuńcia” – Baśka Górska i jej sąsiadka z jednego domu na Alei pod Kopcem, Danka Kofin; złotnikówna Józia K. (Kłodowska), moja towarzyszka figli w ostatniej ławce, (ku łagodnemu zgorszeniu księdza Rachwała); Stacha K,?, Halina Martynówna, poważna M. (Marysia) Miller; Wanda, zwana Wańdzioszką, użyczająca nam dziedzińca przy domu na Traugutta 10 do gry w Walkę narodów; blond Jadźka Tomaszewska, Anka Tłustowska, Alinka Tracz, Jadźka Zagól, Hala Zawrzykraj, wyrażająca podziw słowem „zwiewne” i niezidentyfikowana do dziś A.W.
Rozdanie świadectw odbywa się w salce na ul. Stromej 5. W części artystycznej recytujemy podzielone na głosy Lilie Mickiewicza (chociaż to zabronione) i dlatego sporo wpisów, jako że gram „pustelnika”, wygląda tak kochanemu pustelnikowi na pamiątkę…
Rozchodzimy się do różnych szkół, do terminu, do pracy, o czym już w kwietniu zadecydowano za nas w Arbeitsamcie. Z Halą chodzimy do handlówki na Estery i każdego ranka staję o 8:30 pod jej balkonem na ul. Traugutta 8 i wołam: Halinka, a lokatorzy tego domu regulują zegarki podług mojego wołania. O innych dziewczynkach często coś słychać: Terenia tańczy, Danka maluje, Hala pisze, Baśka zostaje sekretarką szefa wielkiej podgórskiej wytwórni, niektóre pozdrawiają mnie przez moją mamę zamawiając w jej pracowni kapelusz. Później, już po latach na ulicy uśmiechają się nieśmiało, pytając wzrokiem: pamiętasz? Uśmiecham się równie niepewnie, ale przecież pamiętam. I liczę na to, że też się zachowałam w jakimś pamiętniku podgórskiej koleżanki z siódmej klasy.