Do naszego działu “Historia mówiona” trafiły kolejne wspomnienia. Tym razem są to opowieści pani Michaliny Uznańskiej, od kilkudziesięciu lat mieszkającej przy ul. Limanowskiego 13. Opowiada m.in. o dzieciństwie w sąsiedztwie Uzdrowiska Antoniego Matecznego, getcie, podgórskich jatkach, Rękawce i Rynku Podgórskim.
Kolejne nagrania w przygotowaniu. Nadal szukamy osób, które chciały podzielić się z nami swoimi wspomnieniami. Wszystkich zainteresowanych prosimy o kontakt: tel. 12 396 39 49 lub biuro@podgorze.pl.
Podziękowania dla Kuby Leszko za pomoc w realizacji nagrania.
Szanowna Pani Michalino Oglądając Pani wspomnienia z”Matecznego” chciałbym się odnieść do paru spraw,które Pani poruszyła.Proszę sobie wyobrazić,że ja Panią znałem w latach naszej młodości.Byłem kolegą Pani brata Edwarda i mieszkających tam;Janka i Tadeusza Brodów,Waldemara Kopcia,a także Jana Szyptura,mieszkającego tam z mamą która pracowała w MPO.Niestety Janek skończył tragicznie.Proszę sobie wyobrazić, że wiele razy bywałem u Pani w mieszkaniu z racji kolegowania się z Edkiem.Mieszkanie to znajdowało się na 1 piętrze od strony ulicy.Pamiętam też Pani brata Józka, a także Pani mamusię,która zajmowała się krawiectwem i nagminnie zwężała nam nowo zakupione spodnie na tak zwane rurki-taka wtedy była moda.Jak dziś patrzę na „rurki” mojego wnuka to uważam że to była głupia moda.Na swoje usprawiedliwienie mam to,że te moje rurki miały przynajmniej wyprasowane kantki i nie wyglądały jak dzisiejsze,które moim zdaniem nadają się jedynie do prac porządkowych w piwnicy lub na działce./Ale się naraziłem obecnej modzie/.Może trochę o mnie.Mieszkałem przy ul.Rydlówka w dawnej Fabryce Gwożdzi i drutu tuż przy wspomnianej przez Panią studni z wodą siarczaną,do której przyjeżdżał dorożką smakosz tejże wody .Nie wiem dlaczego, nazywaliśmy tego pana,posiadającego sumiastego wąsa „Hola Lola” Przypuszczam,że to od tego konia który zwał się Lola.Teraz może kilka uwag o mieszkańcach ogrodu Mateczny.Wspomniana przez Panią Stanisława Nazimek nazywała się Stanisława Nazim,po mężu Janecka lub Janeczek.Miała ona 3 braci:Henryka,Michała i Janka,a także najmłodszą siostrę Elżbietę.W domu tym,naprzeciwko państwa Nazimów mieszkali państwo Chudaszkowie z dwójką dzieci Emilem,oraz Ireną.Obok tego domu stał drugi w którym mieszkali państwo Lampartowie z córkami oraz synem Janem,który był kierowcą.Po tzw wyzwoleniu,w Zakładzie Przyrodoleczniczym Mateczny na dole mieściła się Spółdzielnia,która wyrabiała produkty z gumy m inn.baloniki i inne dla męzczyzn przydatne wyroby.Na pierwszym piętrze zaś mieszkali państwo Piszczkowie z córkami Krystyną i wiesławą.Pan piszczek zajmował się zegarmistrzostwem,a ściślej mówiąc wyrabiał tarcze do zegarków.Póżniej przeprowadzili się do kamienicy na ul.Kalwaryjską która mieściła się tuż przy „Tatrze”.Tatra to zakład włókienniczy ,obecnie wyburzony.Wydaje mi się że Pani chodziła do szkoły z moją starszą siostrą Alą.Ja natomiast rocznik 1938 chodziłem do szkoły obok zwanej Księcia Józefa Poniatowskiego.To tyle o osobach o których Pani wspomina.Jeżeli zaś chodzi o nazwę cukierków których nazwy pani zapomniał to zwały się one”kanoldami” nie wiem dlaczego.Oprócz kanoldów kupowało si e także w tych sklepach „makagigi”,wykonane z maku-bardzo smaczne.Cukierki te kupowało się na sztuki,nie tak jak dzisiaj.Oprócz sklepów które Pani wymieniła,pamiętam sklep państwa Zarazków który mieścił się przy ul Bonarka lub Lagiewnicka.Witek Zarazka były prezes Exbudu to ich syn.Pamiętam że w tym sklepie kupowało się naftę do lamp/prądu nie było/a także owoce „Chleba Swiętojańskiego”.I do dziś nie mogę dojść do tego skąd oni go mieli w sprzedaży.Przecie po wojnie była wielka bieda i nie było żadnych owoców cytrusowych.Ico ciekawsze,ten chleb świętojański musiał być tani bo czasy były biedne a nas było stać na nie.Tenże owoc barwił usta na czerwono.Mógłbym tak wiele wspominać,bo dużo pamiętam z tych lat tak ludzi z okolic Matecznego,jak i zdarzeń z lat powojennych.To tyle wspomnień na kanwie Pani relacji o tych czasach tak wojennych jak i po Łącze wyrazy szacunku Tadeusz Nawała
Dziękujemy za bardzo ciekawe uzupełnienie!
„Makagigi” przywoływał w wspomnieniach mój śp. Ojciec z okresu swojego dzieciństwa w oficynie Kalwaryjska 20, przy okazji kupowania łakoci dla mnie kilkuletniego „berbecia” 🙂