W bieżącym roku mija 175 lat od krótkotrwałego oraz nieco zapomnianego i lekceważonego zrywu niepodległościowego zwanego w historii powstaniem krakowskim lub rewolucją krakowską oraz mającego miejsce w tym samym czasie buntu chłopskiego znanego jako rabacja galicyjska. Warto odkurzyć nieco wiedzę na ten temat, szczególnie że dotyczy w dużej mierze naszego regionu, a także w niewielkim, acz ważnym i tragicznym fragmencie, również Podgórza.

Połowa wieku dziewiętnastego, czas kiedy Polska nie istniała jako w pełni suwerenny byt na arenie europejskiej, obfitowała w wydarzenia, które miały w znacznym stopniu zmienić mapę Europy. Na naszych ziemiach po okresie całkowitego nieistnienia państwowości polskiej w latach 1795-1807, pojawiło się quasi-niepodległe państwo z lat 1807-1815 określane mianem Księstwa Warszawskiego. Po Kongresie Wiedeńskim w nieco zmienionym kształcie Polska przeistoczyła się w Królestwo Polskie (Kongresowe), autonomiczną jednostkę pod berłem caratu. Niestety powstanie listopadowe zniweczyło szanse na rozwój tego kraju, choćby na miarę posiadających podobną autonomię, a znacznie bardziej pragmatycznie od Polaków myślących Finów. Powstanie Styczniowe ostatecznie pogrzebało wszelkie nadzieje na odzyskanie jakiejkolwiek autonomii. Rok 1815 był nie tylko rokiem powstania Królestwa Polskiego, swój początek bierze wówczas kolejny byt państwowy na ziemiach polskich – Rzeczpospolita Krakowska, określana również mianem Wolnego Miasta Krakowa.

Czas po Kongresie wiedeńskim był zresztą dość burzliwym okresem w dziejach Europy. Mimo starań Świętego Przymierza od lat dwudziestych w różnych częściach kontynentu wybuchały społeczne i niepodległościowe  bunty. W ciągu kolejnych niespełna 60 lat na mapie Europy pojawią się Belgia (1831), Włochy (1861) i Niemcy (1871).

W okresie tym obserwujemy też rodzenie się nowych idei społecznych. Na arenę dziejów wkraczają koncepcje równości stanów i równouprawnienia obywateli.  Na tejże fali rodzi się też po Powstaniu Listopadowym ugrupowanie polskich demokratów, którego najwybitniejszym przedstawicielem okaże się Edward Dembowski – lewicowy działacz, filozof, krytyk literacki, publicysta i pisarz.  Niestety, mimo zaangażowania Dembowskiego, zwanego ze względu na swe radykale poglądy społeczne „czerwonym kasztelanicem”, i jemu podobnych przekucie demokratycznych idei w czyn w roku 1846 na obszarach tak głęboko zacofanych społecznie jak ziemie polskie nie mogło się powieść. Konspiracja i agitacja na ziemiach trzech zaborów utknęła niemal zupełnie w martwym punkcie po masowych aresztowaniach w zaborach pruskim i rosyjskim. Główny ciężar przygotowań do powstania ludowego przeniósł się do Rzeczpospolitej Krakowskiej i Galicji.

Dnia 22 lutego 1846 r. w Krakowie zawiązał się Rząd Narodowy Rzeczpospolitej Polskiej, w skład którego weszli:  Jan Tyssowski, Ludwik Gorzkowski i Aleksander Grzegorzewski. Dwa dni później Tyssowski przejął władzę jako dyktator powstania. Rząd formalnie istniał do 3 marca. W dniu swego powstania Rząd wydał Manifest wzywający cały naród do walki przeciw zaborcom. Najważniejszym założeniem Manifestu było uwłaszczenie chłopów, co w mniemaniu rządzących miało spowodować masowy napływ sił do szeregów powstańczych. Główny problem polegał jednak na niemal całkowitym braku odzewu ze strony chłopstwa. Wysłani wcześniej agitatorzy nie byli w stanie przekonać chłopów ad hoc do walki o wolność. Stulecia traktowania chłopów jako bezrozumnej i darmowej siły roboczej, tożsamej ze zwierzętami gospodarskimi, przynosiły dające się przewidzieć rezultaty. Bezcennym świadectwem stosunków między właścicielami ziemskimi i ich poplecznikami a chłopstwem oraz wzajemnej nienawiści jest najstarszy zachowany pamiętnik chłopski, spisany w latach 30. XIX wieku przez włościanina-nauczyciela Kazimierza Deczyńskiego.

Nic też dziwnego, że Austriacy wiedząc o przygotowaniach do powstania nieco jeszcze podsycili antyszlacheckie nastroje wśród chłopstwa, co doprowadziło do tzw. rabacji galicyjskiej. Sama nazwa tego buntu pochodzi od niemieckiego rauben, czyli rabować, co obrazuje nastawienie piszących o tych wydarzeniach przedstawicieli elit do, porównywanych do dzikich zwierząt, chłopów. Trudno byłoby jednak oczekiwać zachowań ludzkich od kogoś, kogo przez setki lat nie uważało się ani nie traktowało jak człowieka.  I, mówiąc językiem mistrza z Nagłowic, i pan, i wójt, i pleban mieli w tym swój udział. Zarówno zawzięty charakter uważanego za przywódcę buntu Jakuba Szeli, jak i powszechna chęć odwetu na ciemiężycielach zrobiły swoje. W efekcie Powstanie Krakowskie nie mogło się poszczycić solidnym kontyngentem zbrojnych włościan, a co więcej wielu z nich zwróciło się przeciw powstańcom utożsamianym z klasą panującą.

Choć samo powstanie rozpoczęte 20 lutego ograniczyło się do Krakowa i okolic (jeśli nie liczyć jeszcze bardziej efemerycznego powstania chochołowskiego), a stanowiska dowódców objęły osoby o nikłych zdolnościach i doświadczeniu, powstańcom udało się odnieść kilka zwycięstw. W samym Krakowie wskórali niewiele, jednak w Chrzanowie, Jaworznie i Krzeszowicach można było mówić o militarnym sukcesie. Generał Ludwik Collin dowodzący wojskami austriackimi  obawiając się nadciągnięcia większych sił powstańczych wycofał 22 lutego podległe mu jednostki z Krakowa do Podgórza. Wojska te ściągnęły do Krakowa raptem cztery dni wcześniej na wieść o zawiązanym spisku i możliwości wybuchu powstania.  Trzeba przyznać, że austriacki kontyngent przeżył tam kilkadziesiąt koszmarnych godzin, bowiem ze względu na ciągły ostrzał od strony Krakowa oraz z samej Wisły, dowódca trzymał podkomendnych w ciągłej gotowości bojowej, bez snu i wypoczynku. W końcu przed  świtem 24 lutego Collin zdecydował się wycofać słaniające się z wycieńczenia wojska z Podgórza w kierunku Wadowic. Powstańcy na krótko opanowali miasto. W tymże dniu późnym wieczorem doszło też do politycznego zamachu stanu. Profesor Michał Wiszniewski jako przedstawiciel stronnictwa konserwatywnego, niezadowolonego z nazbyt rewolucyjnych zapędów władz powstańczych, obalił Tyssowskiego jako dyktatora i mianował się samozwańczym „naczelnikiem narodu polskiego”. Po kilku godzinach zdecydowana interwencja Dembowskiego przywróciła jednak poprzedni status quo.

I jeśli nawet 24-letni, pełen energii i zaangażowania Dembowski był w stanie pokierować chwiejnym Tyssowskim jako jego sekretarz, a nawet osobiście zdobyć dla powstania mieszkańców Wieliczki, to na wsiach o sukcesie agitacyjnym nie mogło być mowy. Zarówno geograficzny, jak i społeczny zasięg powstania dramatycznie się zawęził. Ostatnią próbą poderwania ludu do walki miała być zorganizowana przez Dembowskiego procesja, która po południu 27 lutego, w deszczu, wyruszyła z kościoła Mariackiego w zrewoltowanym Krakowie. Miała ona odwołać się do religijności najniższych warstw społecznych. Procesja ta była poniekąd wyrazem pewnej desperacji Dembowskiego, który we czwartek 26 lutego usłyszał przerażające wieści o klęsce zadanej siłom powstańczym przez oddział majora Benedeka wspomagany przez okolicznych chłopów pod Gdowem oraz o masach wzburzonego chłopstwa nadchodzących w stronę Podgórza od południa.

I tu zaczyna się podgórski epizod powstania, gdy po przekroczeniu prowizorycznego mostu na Wiśle (stały miał powstać dopiero za cztery lata) procesja wkroczyła do Podgórza, również ogarniętego rewolucyjnym entuzjazmem. Na czele procesji z krzyżem w dłoniach, w białej, chłopskiej sukmanie i w krakusce na głowie, z pistoletami za pasem i przytroczonym doń pałaszem kroczył sam Dembowski. Po błogosławieństwie przyjętym przed podgórskim kościołem procesja ruszyła dalej. Wówczas jeden z kosynierów, Strzemecki, nadbiegł od strony Krzemionek z wieścią o zbliżających się wojskach austriackich. Dembowski niestety zlekceważył to ostrzeżenie. Przeszedłszy gościńcem w stronę Wieliczki, procesja dotarła do cmentarza. Ponieważ jednak nie napotkano chłopów a zapadał już wieczór, postanowiono wrócić do Podgórza, by nazajutrz znów wyruszyć w stronę Wieliczki. Tymczasem około szóstej wieczorem do Podgórza rzeczywiście powróciły główne siły austriackie pod dowództwem generała Collina. Zająwszy bez trudu słabo bronione podgórskie koszary Collin wysłał oddział wojska pod dowództwem majora Schneidera na północne stoki Krzemionek. Dowódca oddziału nie mając pojęcia o procesji wziął nadciągający tłum za wojska powstańcze i postanowił zaatakować je od czoła i z tyłu. Z dogodnych pozycji na wzgórzu austriaccy żołnierze zaczęli ostrzeliwać procesję idącą obecną ulicą Rękawka. Doszło do straszliwego zamieszania, jednak Dembowski nie stracił rezonu i z garstką strzelców wyprzedził procesję, chcąc dotrzeć jak najszybciej do Rynku i uzyskać wsparcie podgórskiej załogi powstańczej. Niestety nie miał pojęcia o tym, że Collin na dobre ulokował się w Podgórzu. Po krótkiej walce szpica powstańcza na czele z Dembowskim zostaje rozbrojona i wzięta do niewoli. Sam Dembowski prowadzony w stronę Rynku przez trzech żołnierzy wyrywa nagle karabin jednemu z eskortujących, mając zamiar walczyć dalej. Wówczas jeden z żołnierzy idących z tyłu oddaje strzał. Dembowski upada na ziemię i zostaje dobity bagnetami. Ta tragiczna scena rozgrywa się przed domem nr 169 należącym do szewca Andrzeja Przybylskiego. Uczestnicy procesji zostają wzięci w dwa ognie, atakowani od strony Rynku i Krzemionek. Pada wielu zabitych, wiele osób zostaje schwytanych przez Austriaków. Części udaje się przedostać przez Wisłę do Krakowa. Tak kończy się krótki sen o wolności, bo choć walki trwały jeszcze kilka dni, śmierć Dembowskiego złamała morale powstańców. I chociaż przez jakiś czas krążyły po kraju pogłoski o tym, że Dembowski jednak nie zginął, nie mogło to w żaden sposób uratować dogorywającej rewolucji.

W dniu 2 marca Tyssowski złożył dymisję i nazajutrz opuścił Kraków udając się z liczącym 1500 ludzi oddziałem na zachód do zaboru pruskiego. Do Krakowa wkroczyły oddziały rosyjskie i austriackie. Dyktator internowany przez władze pruskie otrzymał później zgodę na wyjazd do Stanów Zjednoczonych, gdzie pozostał do swej śmierci w 1857 roku. Klęska powstania oznaczała kres Rzeczpospolitej Krakowskiej, która została wcielona do monarchii habsburskiej. Bunt chłopski nie pozostał bez echa i już w 1848 roku chłopi w Galicji, wcześniej niż w innych częściach państwa Habsburgów otrzymali ziemię na własność.

Ciekawostką są losy ówczesnego burmistrza Podgórza Józefa Miskeya. Choć lojalny wobec władz austriackich, nie zapobiegł on przejęciu Podgórza przez powstańców i krótkotrwałym przyłączeniu go decyzją Tyssowskiego do Krakowa jako VI gminy. W grudniu 1846 roku Miskey został pozbawiony urzędu i osiadł w dobrach swej żony w Będzieszynie koło Nowego Sącza. Tam też w 1858 roku zmarł i został pochowany na cmentarzu parafialnym w Tropiu. Cmentarz ten wraz z okolicznymi terenami został  zalany wodami utworzonego w 1949 roku Jeziora Czchowskiego. I w tenże sposób Podgórze ma w swej historii burmistrza spoczywającego pod wodami jeziora.

Powstanie krakowskie, choć trwające jedynie 9 dni i bez znaczących sukcesów militarnych, zapisało się na trwałe w historii Polski jako, jak to określił Joachim Lelewel, „pierwsza rewolucja socjalna”. Zostało ono docenione również przez Karola Marksa, który widział w niej chwalebny przykład rewolucji demokratycznej dla całej Europy. I miał rację, bo nawet symbolika powstańcza nosiła w sobie nowe, niespotykane dotąd idee demokracji. Na flagach powstańczych widniał bowiem trzymający w szponach wieńce laurowe biały orzeł… bez korony.

 

Ryc. 1 Wydany 22 lutego 1846 roku Manifest Rządu Narodowego Rzeczpospolitej Polskiej, str. 1

Ryc. 2 Wydany 22 lutego 1846 roku Manifest Rządu Narodowego Rzeczpospolitej Polskiej, str. 2 i 3

Ryc. 3 Sztandar powstańczy 1846 i szarfa dyktatora Tyssowskiego (z: „Kronika Krakowa”)