02.02.2009
Doczekaliśmy się wreszcie sytuacji, kiedy na każdym spotkaniu pojawia się "sędzia". Wydawać by się mogło, że jest dobrze, bo przecież właśnie o to chodziło. Tymczasem jednak mam wrażenie, że mecze przebiegają w bardziej krzykliwej atmosferze niż wcześniej.
No cóż, "sędziowie" mieli tylko pomagać w rozegraniu spotkania, natomiast są wykorzystywani przez co sprytniejszych i służą za papierek lakmusowy dla boiskowych rozbójników – czy takie kopnięcie rywala to już faul, czy jeszcze nie? Ale przecież jest sędzia, to on powinien zadecydować!
Zapomnieliśmy, że wśród nas nie ma specjalistów w tej dziedzinie. Raz na jakiś czas, chętny bądź przymuszony, zawodnik drużyny, która właśnie zagrała albo ma zagrać mecz następny, bierze do ust gwizdek i stara się pomóc kolegom sprawnie rozegrać spotkanie. Biedak w pojedynkę nie jest w stanie kontrolować całej sytuacji, a poza tym traci siły i nerwy, których potrzebował będzie w meczu swojej drużyny.
Moja propozycja jest następująca: dopóki nie pojawią się sędziowie (bez cudzysłowu), spotkania rozgrywać będziemy pod okiem obserwatora, tzn. osoby, która stać będzie poza boiskiem, będzie odliczać czas spotkania, zapisywać strzelców bramek i interweniować TYLKO w razie trudnych sytuacji boiskowych np. karając kartką, bądź nakazując wykonanie rzutu karnego – ale TYLKO wtedy, jeżeli obie drużyny nie będą mogły dojść do porozumienia w duchu FAIR PLAY.
H