Jest urodzoną wolanką. Ze szkołą przy Malborskiej związane jest jej dzieciństwo. Tutaj także zaczęła malować. W Klubie “Zaułek”, przy ul. Poselskiej 9, w drugiej połowie kwietnia była prezentowana jej wystawa zatytułowana Uśmiech do smutku. Część prac zawisła 6 maja w słynnym RIO przy Jana 4 i będzie je można oglądać do 9 czerwca br. Poniższy tekst, w różnej formie, towarzyszy obu wystawom. Wystawy są dobrym pretekstem do zaprezentowania sylwetki utalentowanej malarki, interesującej poetki i – nade wszystko – wrażliwego człowieka, Ewy Kalinowskiej – Maćków.
Tytuł: Panoszy się teatr światła jest parafrazą wiersza Ulotne nadzieje Ewy Kalinowskiej-Maćków. Wierszowe cienie zastąpiłam światłem. Światłem, które zapełnia najnowsze płótna artystki. Cienie z wcześniejszych prac odeszły na dalszy plan, choć nie zniknęły zupełnie.
W drugiej klasie szkoły podstawowej otrzymała od ojca pierwsze olejne Rembrandty. Sentyment do dobrych farb zachowała do dzisiaj. Pani Ewie trudno było nie malować. Malował jej dziadek Maksymilian Magnuszewski, wielki patriota poznański. Jego akwarelowe martwe natury zdobią salon Państwa Maćkowów. Malował też ojciec. Malowanie jest w życiu Pani Ewy pasją nieustającą. Jedynie niespodziewana śmierć jedynego brata spowodowała, że na 15 lat porzuciła malarstwo. Nastąpiła utrata ciągłości twórczej, której żałuje.
W rozwoju artystycznym i dojrzałym malowaniu niezwykle ważni są mentorzy. Tych nauczycieli Ewa Kalinowska miała kilku. Zasadniczno to los decyduje o ich zmianie. Pierwszy, Stanisław Piżl, był marynistą. Malował na płótnie i desce subtelne pejzaże z wodą w tle. Równie subtelne pastelowe wody można odnaleźć np. mazurskich i krakowskich pejzażach Kalinowskiej. Kolejnym mentorem był Włodzimierz Karcz, naturalista, wielbiciel Gierymskiego, w parcowni – rygorysta, próbujący narzucać uczniom swoją szkołę. Niemniej uczący skutecznie malarstwa. Po jego śmierci pracownię objął grafik i malarz Stefan Berdak. Pod jego kierunkiem Pani Ewa maluje do dzisiaj. Drugim, także aktualnym mentorem, jest Władysław Bartek Talarczyk. Obaj dają artstyce swobodę twórczą, równocześnie zapewniając opiekę artystyczną.
Kalinowska-Maćków maluje głównie na płótnie. Czasami na szkle. Dla niej płótno “żyje”, w przeciwieństwie do chłodnego papieru czy sztywnej deski. Na zagruntowane podłoże nanosi rysunek. Ugrem. Potem zaczyna nakładać kolor. Raz, drugi, dziesiąty… Właśnie ta możliwość wielokrotnego nakładania farby najbardziej przekonuje do oleju malarkę. Lecz zanim zacznie wyłaniać się z niebytu kolor, Pani Ewa wykonuje najcięższą i najdłużsżą pracę – zmagania się z pomysłem. Obrazy rodzą się w myślach, analizach, snach… Wyłaniają się powoli lub przychodzą nagle, jak olśnienie. Osadzają się, krzepną, nabierają barw. To najtrudniejszy etap tworzenia. A potem pojawia się lęk przed pierwszym spotkaniem z płótnem. Przełamany, daje szansę powstania zarysu obrazu. Rysunek to namacalny początek życia. Kolor ukonkretnia wizję. Dystans czasowy ją koryguje.
W swoim dorobku malarskim Kalinowska-Maćków przeszła długą drogę. Od ciemnych niespokojnych prac, w których zagrożony jest każdy byt, przez delikatne pejzaże, do własnego czytelnego pisma. Od palety niemal monochromatycznej, przez delikatnie rozbielone kolory południa, do barw intensywnych, czystych, ciepłych. Od niepewności w stawianiu plamy do śmiałych pociągnięć i ogromnej odwagi kolorystycznej.
W pierwszym odbiorze prac dominuje radość. Ciepłe żółcie, pomarańcze, czerwienie. Tancerki, piękne kobiety, klauni, aktorzy i …wyśniona menażeria. Zawirowane dachy domów, płynące pola… Muzyka, która brzmi lub przed chwilą zamilkła. Ale ten nastrój euforii mija. W drugim spotkaniu z obrazami pojawia się kontrast. Ktoś gra swoją rolę, aby inny mógł ją nie tylko obserwować, ale i brać w nawias. Rodzi się niepokój. Kobiety bliskie autorce w gestach, mimice, wyglądzie, stoją na innym poziomie niż obserwatorzy – mężczyźni, zwierzęta, ptaki… Kobiety są kreatorkami świata przedstawionego, nawet gdy panom wydaje się, że panie są marionetkami w ich rękach. Życie najczęściej toczy się w kobiecych myślach. Fascynujących.
Ewa Kalinowska wystawia sporo. Ma średnio 3-4 indywidualne wystawy w ciągu roku. Jej mąż Edward pełni rolę menadżera, żonie pozostawiając przyjemność tworzenia. Dlatego na kolejne spotkanie z twórczością Pani Ewy nie trzeba będzie zapewne długo czekać.
Maluj bo masz iskrę, niech zapłonie malarstwo Twe!