Nie napiszę pięknie o widoku, jaki się ściele z Kopca Krakusa pierwszego letniego poranka. Nie napiszę, bo w ogóle nie umiem pisać czule i lirycznie.  Kiedyś nawet zresztą poświęciłam sobie takie rymy:

Nic mi po lirze

Tobie służę satyrze

Służba ta niestety źle się skończyła. Po „nagrobkach” i „nekrologach” (cytatu nie będzie) znajomi na mój widok przechodzili na drugą stronę ulicy, a w najlepszym przypadku demonstrowali pokerową twarz.

Oddałam się więc pod opiekę Mnemozyne – bogini pamięci. Tu też wspominając wydarzenia i osoby trzeba uważać, żeby kogoś nie zadrasnąć, albo nie skazać na nieistnienie, przez pominięcie, bo obraza gotowa. Ale tak ogólnie to bogini jest usłużna i coraz to podsuwa mi nowe zadania. Właśnie, rozmyślając o wschodzie słońca i nocy świętojańskiej przypomniałam sobie widowisko „Kawaler księżycowy” Mariana Niżyńskiego, które w przepysznej scenerii dziedzińca Collegium Bartłomieja Nowodworskiego, na ulicy św. Anny 12 odbyło się w czerwcu 1939 roku. Aktorami byli studenci polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, skupieni w Konfraterni Teatralnej – Studio 39. Bez wdawania się w szczegóły treści i obsady, powiem tylko, że wśród znaków zodiaku znalazł się student Karol Wojtyła, kreując zodiakalnego Byka…

Widowisko zaczynała piosenka. Partytura Kazimierza Meyerholda zdaje się zaginęła, ale przecież tekst – cytuję go z pamięci – można podłożyć pod dowolną melodię.

Zaczynamy?

A kiedy przyjdzie noc świętojańska

Nie upilnujesz krwie

Czyli to z chłopska, czyli to z pańska

Ku miłowaniu rwie.

Zielonozłoty kwiecie paproci

Świećże kochaniu świeć,

Kiedy cię dają z serca dobroci

Świży wianeczku leć!

Nie potom cisła świży wianeczek,

By z Wisłą spłynął gdzie,

Lecz by go zabrał mój kochaneczek

A z tym wianeczkiem mnie…