Uwielbiam Podgórze, mam tu swoje ulubione sklepy, Panią od warzyw i owoców, lokalny „spożywczak”, sklepy ze starociami, tapicera i… ulubiony punkt ksero. Z racji wykonywanego zawodu korzystam z ksero dosyć często i lubię mój lokalny punkt w którym Pan mówi „dziękuję bardzo”, potrafi zmniejszyć moje kserówki z różnorakich rozmiarów tak, aby dokładnie zmieściły się na A4 i na dodatek wydrukować to wszystko dwustronnie. I nigdy nie ucina tekstu, co jest ogromną ulgą, bo przecież dopisywanie długopisem pierwszych liter w każdej linijce niekoniecznie należy do najprzyjemniejszych czynności.
Czasami jednak, gdy jesteśmy akurat po drugiej stronie Limanowskiego nasza czujność zostaje uśpiona i wchodzimy w obce terytoria wypróbować nowe ksero. Pierwszy punkt jaki wpadł mi w oko to reklamująca się na Rynku Podgórskim firma sporym znakiem z napisem „KSERO” – bingo! Wchodzę w bramę, kilkanaście metrów dalej kolejna reklama czyli dobry znak, idę dobrze. Mam ok 10 stron do zrobienia, wchodzę do pierwszego pokoju, witam się i pytam czy można zrobić ksero. Pan (jak się później okazuje był to Pan Szef) kieruje mnie do pokoju obok, gdzie Pani (zwana dalej Panią Ksero) zajęta jest pracą jednocześnie rozmawiając z Panem przeglądającym Super Express przy stoliku obok.
Mówię „dzień dobry” i cierpliwie czekam na swoją kolej. Wyjmuję książki, otwieram na odpowiednich stronach, które chcę skopiować, żeby nie przedłużać. Po kilku minutach oczekiwania Pani ze złośliwym uśmieszkiem stwierdza, że przecież ona nie będzie mogła mnie obsłużyć bo teraz zajęta jest „składaniem”. Nie dociekam o jakie składanie chodzi, ale pytam czy nie mogła odpowiedzieć mi od razu jak weszłam, przecież słyszałam jak pytam się o ksero w pokoju obok, widziała jak wyjmuję i rozkładam książki itp. Ale dowiaduję się, że to moja wina, bo przecież weszłam do pokoju i nie odezwałam się ani słowem (Pani Ksero zapomniała widocznie o moim „dzień dobry”).
Być może jestem przewrażliwiona, być może stwierdzicie, że nic takiego się nie zdarzyło, ale poczułam się jakby ktoś mi chlusnął pomyjami w twarz. Pan Szef był na tyle uczynny i szczery, że poradził skorzystanie z licznych punktów na Limanowskiego i Kalwaryjskiej, bo przecież oni „nie dogodzą wszystkim” i „nie jestem jedna na świecie”. Z największą przyjemnością skorzystam z tej rady, ale najbardziej frustrujące jest to, że poczułam się zupełnie niezrozumiana.
Pani Ksero wypominała, że dłużej zajęła mi rozmowa z Panem Szefem niż moje czekanie w jej pokoiku na to, że łaskawie odpowie, że nie ma czasu mnie obsłużyć i że już dawno mogłabym zrobić swoje kserówki gdzie indziej zamiast stać i wyżalać się. I tu miała rację, bo zajęło mi to dłużej. Ale przecież nie o to chodzi… Odpowiedziałam, że chodzi o podstawowe zasady dobrego wychowania na co Pani zakazała mi „strofowania” siebie, bo jest ode mnie starsza. I tu nie miała już racji, bo czyż wiek upoważnia do bycia nieuprzejmym?
A jakie są wasze doświadczenia w obcowaniu z Podgórską obsługą klienta?