W podgórskim wydawnictwie „Etiuda” ukazała się właśnie książka Przepisy kulinarne Podgórza Duchackiego. Została ona wydana przez Młodzieżowy Dom Kultury im. K.I. Gałczyńskiego oraz Stowarzyszenie Przyjaciół Woli Duchackiej. 30 marca br. o godz. 18.00 w restauracji „Wodnik” (ul. Łużycka 32 e) odbędzie się jej promocja, której towarzyszyć będzie nieprzewidywalna część kulturalna.
Sztuka rozkuchnienia
Gdy przeczytałam pierwszy wers wiersza poznańskiego poety Stanisława Szwarca „Rozkuchniła się moja żona…” (Jolanta i Stanisław Szwarcowie, Przerwana podróż, Zielona Góra 2009) – od razu mnie zachwycił. Tym bardziej, że chwilę wcześniej usłyszałam tekst żony Jolanty o tym, jak z każdym rokiem upodabnia się do swojej mamy i spędza coraz więcej czasu w kuchni. Zrozumiałam – im więcej czasu poświęconego sztuce kulinarnej, tym większe rozkuchnienie… Ponieważ poznańscy poeci gościli w Dworku Białoprądnickim, wykorzystałam tę okoliczność i pogratulowałam obu poetyckiej inspiracji.
Pora przenieść rozkuchnienie na Podgórze Duchackie. To jeden z celów, który przyświecał twórcom konkursu (Rada Dzielnicy XI V kadencji, Młodzieżowy Dom Kultury im. K.I. Gałczyńskiego, Restauracja „Wodnik”, Stowarzyszenie Przyjaciół Woli Duchackiej) na przepisy kulinarne ogłoszonego na łamach „Kuriera Dzielnicy XI”. Innym, nie mniej ważnym, była chęć utrwalenia starych i nowszych przepisów kulinarnych trzech osiedli, które tworzą Podgórze Duchackie: Kurdwanowa, Piasków i Woli. Ważnym czynnikiem było to, aby przepisy były sprawdzone, wrośnięte w tradycję rodziny czy miejsca, mające swoją historię, może takie, z którymi wiąże się jakaś anegdota… Ponieważ większość mieszkańców Dzielnicy XI zamieszkała tutaj w ostatnich kilkudziesięciu latach, wiedzieliśmy, że uczestnikami konkursu mogą być zarówno dawni, jak i nowi, podgórzanie, którzy przynieśli ze sobą różne tradycje. Stąd otwartość. Zaś w przypadku niewielu już rdzennych mieszkańców pojawiła się trudność z bezpośrednim dotarciem do najbardziej zainteresowanych, hermetyczność środowiska, niepowszechna w końcu chęć medialnego zaistnienia… Pisaliśmy o konkursie kilkakrotnie w „Kurierze”, plakatowaliśmy dzielnicę… Opowiadałam o nim na spotkaniach oficjalnych i prywatnych, w czasie audycji radiowych, pisałam na stronie www.podgorze.pl. Z niewielkim oddźwiękiem. Skuteczna okazała się dopiero – jak zazwyczaj bywa w takich akcjach – osobista perswazja. Może ta książka będzie zaczątkiem dalszych środowiskowych kulinarnych poszukiwań, by powstał kiedyś tom przepisów obejmujący kuchnie kurdwanowską, piaszczańską i wolską – z podkreśleniem podobieństw i różnic – oraz najciekawszych przepisów, które na Podgórze przywędrowały z zewnątrz. Teraz jeszcze na to za wcześnie. Wpierw musi zostać dokonany nie tylko rekonesans (w jakimś stopniu tę pozycję można uznać za jego początek), ale i głębokie rozpoznanie, a tego ciągle nie ma.
Konkurs trwał półtora roku. Powstała rzecz nowa. Apetyczny zbiór sprawdzonych przepisów. Czas zbierania dopisał wielu potrawom nowe historie. Henryk Majcherek użyczył książce humoru zamkniętego w maleńkich poetyckich makatkach. Joanna Gałuszka wypożyczyła ze zbiorów swoich i zaprzyjaźnionych osób makatki ścienne, każda żyjąca już wiele, wiele lat. Ich kolory należą często do przeszłości, każda była świadkiem setek przyrządzanych potraw, wszystkie białe, pachnące krochmalem. Kiedyś myślałam, że makatki to tylko te wymalowane lub wyszyte obrazki opatrzone krótkim podpisem lub przysłowiem. Gdy przyjrzałam się zbiorom muzealnym, zrozumiałam, że zbiór makatek jest duży i obejmuje ręczniki kuchenne zawieszane na półkach i nad drzwiami, i te – zdobiące półki kredensów, kieszonki na drobne przedmioty, makatki zawieszane pod kranem, malowane ściereczki, te właściwe makatki z podpisem, ale i kilimy zawieszane w kuchniach… Przepisy przetykane makatkami starymi i nowymi wierszowanymi…
I na koniec kilka technicznych uwag. Przepisy ujednolicałam zasadniczo w zapisie. Ale są też krótkie, których rozbicie na składniki i przygotowanie zatarłoby czytelność. W formie opisowej pozostawiłam też „sugestie” kulinarne. Różne są też ich proporcje w zależności od potrawy, sposobu wykonania, potrzeb… Książka otrzymała ciekawą oprawę graficzną autorstwa Romana Łaniewskiego. Nagrodą w konkursie była publikacja wybranych przepisów w niniejszym tomiku, możliwe jest także zagoszczenie wybranych spośród nich na stałe w menu restauracji „Wodnik”.
Gromadzenie, opracowywanie, czasami i wykonywanie nadesłanych przepisów było dla mnie ogromną przygodą, że nie wspomnę już o degustacji. I tego samego przyszłym czytelnikom życzę. Jedzenie jest bowiem codzienną przyjemnością, dlatego warto się choć trochę rozkuchnić.
Dzień dobry Pani.Ujęło mnie to co Pani pisze o kuchennym rękodziele, tych wszystkich makatkach, ozdobach półeczek,ręcznikach. A co z łapkami do garnków? Spaliły się od żaru uchwytów? Brakowało mi ich też na kuchennej wystawie Muzeum Historycznego Miasta Krakowa w Kamienicy Hipolitów. A bywały niezwykle wymyślnie i malowniczo szydełkowane. Wyszperałam i „przytuliłam” ich trochę w „ciucholandach”, więc gdyby kiedyś ktoś coś, to kłaniam się niziutko Zenona Stróżyk-Stulgińska
Pani Zenono!
Dziękuję za miłe słowa. Zapraszam z tymi łapkami we środę na Wolę. To dobry czas, by o nich poopowiadać i je zaprezentować.
Pozdrawiam ciepło Beata Anna
Na tak smacznej promocji książki jeszcze nie byłam – dziękuję za przepisy – będę je teraz testować na moich znajomych.Pozdrawiam
Książeczka jako prezent wywołała prawdziwą radość obdarowanego. Zenona
Relacja Tadeusza Oratowskiego z Wodnika
http://www.youtube.com/watch?v=CH4-FWGKmTI&feature=feedu