Wieś „za błotem”, bo taka jest geneza nazwy Zabłocie, swoimi korzeniami sięga już XIV wieku. Miejsce to od zawsze było świadkiem historii najpierw jako gospodarcze zaplecze Kazimierza, później, w XVIII w. stając się przemysłową częścią Podgórza. W czasie II Wojny Światowej zlokalizowane tutaj fabryki m.in. szkła, ceramiki czy zapałek pracowały na rzecz III Rzeszy. Po roku 1989 r, tj. po upadku komunizmu, Zabłocie wpadło w etap obumierania. Państwowe firmy zaczęły upadać, magazyny i hale pustoszeć, dzielnica coraz bardziej pokrywała się kurzem zapomnienia i zaniedbania. Zabłocie pozbawione dotychczasowej roli było ignorowane przez inwestycje, turystykę czy edukację. Było nieinteresujące, bo niszczejące, bezproduktywne i smutne.

Sytuacja zaczęła się zmieniać mniej więcej od momentu otwarcia Mostu Kotlarskiego oraz dwóch muzeów miejskich w 2010 r. tj. Fabryki Emalia Oskara Schindlera i wkrótce potem Muzeum Sztuki Współczesnej przy ulicy Lipowej. Pojawiły się nowe prywatne inwestycje, otwarto prywatną szkołę wyższą, tj. Krakowską Akademię im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego, nowe miejsca, gdzie można smacznie zjeść i napić się czegoś wyjątkowego, a ulica Lipowa pięknieje. Obok dwóch wymienionych już muzeów jest tutaj również Instytut Ceramiki i Materiałów Budowlanych, sklep z oryginalnymi winami gruzińskimi, Krakó Slow Grill czyli kaukaski street food, są koncerty i kulturalne wydarzenia.

Jakie będzie nowe Zabłocie? Z całą pewnością zróżnicowane i nie takie samo jak kiedyś. Nie ma już zapachu chleba unoszącego się znad młyna „Ziarno”, nie ma fabryki zapałek „Znicz, zniknął też ostatni drewniany budynek wsi „za błotem” należący do rodziny Brylskich, a wraz z nim przestał istnieć również przepiękny ogród warzywny. Nie ma Miejskiej Rzezalni, Fabryki Wyrobów Żelaznych i Drucianych Braci Korngoldów ani Fabryki Wyrobów Cukierniczych Józef Pischinger i s-ka, która później stała się częścią Zakładów Przemysłu Cukierniczego „Wawel”, gdzie produkowano m.in. wafle i czekoladki „Michałki”. Tych miejsc już nie ma. Ale powstają nowe. Inne, niebanalne, bo angażujące. Jest miejsce pamięci i muzeum narracyjne czyli Fabryka Emalia Oskara Schindlera będąca oddziałem Muzeum Historycznego Miasta Krakowa, które pozwala niemal fizycznie przenieść się do Krakowa z czasów okupacji 1939-1945 i doświadczyć ówczesnej rzeczywistości wszystkimi zmysłami. Jest miejsce, które reprezentuje sztukę współczesną czyli MOCAK. Jest pamiętnik hutnika-szklarza czyli Centrum Szkła i Ceramiki, gdzie można samodzielnie wyprodukować coś z zakresu technologii szklarskiej. Są kluby i restauracje. Są również niepisane konsulaty: Gruzji, Armenii czy Gwatemali. Powoli na ulicę Lipową i całe Zabłocie wraca życie, spacery, rozmowy, smaki, zapachy przeplatane ze wspomnieniami i refleksją, bo czy można budować nową tożsamość w zupełnym oderwaniu od korzeni? Nie można!

Czy Zabłocie samo szuka swojego nowego imienia? Z całą pewnością na jego nowy charakter duży wpływ mają ludzie, którzy w tym miejscu zarażają energią i twórczo przyciągają coraz większą liczbę pasjonatów. Przynajmniej w tym sensie przyjęty program rewitalizacji Zabłocia, który dosłownie oznacza przywrócenie tej części Podgórza do życia, jest mądrze realizowany. Bo przychodząc na Zabłocie na pewno nie będziemy biernymi obserwatorami. W palarni kawy Coffee Cargo przy ulicy Przemysłowej oprócz kaw pochodzących z bezpośredniego importu organizowane są szkolenia i warsztaty dla baristów, roasterów i cupperów. W Krakó Slow Wines przy Lipowej można samodzielnie ulepić gruzińskie chinkali lub podyskutować na temat wina ze znanymi osobami, a także spróbować regionalnych, wyjątkowych produktów z najróżniejszych zakątków świata, w tym, również pochodzących od rodzimych producentów. Ulica Ślusarska i studio kulinarne Twój Kucharz oprócz serwowanych dań oferuje również szkolenia z kuchni fusion.

Wokół ulicy Lipowej, dawnej reprezentacyjnej alei Zabłocia, unosi się jeszcze coś. Poczucie swojskości, bliskości i autentyczności. Autentyczności w sensie rozróżnienia tego, co ważne, od tego, co nieistotne i działania według tego, co naprawdę wartościowe. Krakó Slow Wines tętni pasją i rozmowami. Są regionalne smakołyki, nie spotykane nigdzie indziej, są naturalne wina, niecodzienne wydarzenia i ludzie, którzy po prostu lubią spędzać ze sobą czas. Nie ma tu zbyt wielkiego ruchu, nie ma też przypadkowych osób. Jeśli już ktoś trafia w te okolice to z określoną intencją, np. odwiedzenia Fabryki Emalii Oskara Schindlera czy samodzielnego wyprodukowania butelki np. na nalewkę w Centrum Szkła i Ceramiki. A jeśli nawet komuś zdarzy się tu zabłądzić szybko staje się bliskim znajomym, na którego następną wizytę czeka się z niecierpliwością i serdecznością.