Zaroiło się w mieście od skrzydlatego bractwa. Domowym aniołom i anielętom czas przeczesać skrzydła. Domowym, z własnych zbiorów, a nawet kolekcji.

Moda na zbieranie aniołów upowszechniła się może jako reakcja na zakazane kiedyś słowo. Pamiętam redaktorkę Polskiego Radia, która dostała ataku kolki wątrobianej, bo uczestniczka audycji dla dzieci, opowiadając legendę o Kmicie, określiła urodę jego ukochanej Bonerówny jako anielską. Oczywiście ten kawałek taśmy wycięto, zagrażał przecież karierze…

Ja też uległam modzie i tyle mam już tego, że nie mogę się doliczyć. Są różnej wielkości i wartości, choć głównym przedmiotem mojej dumy są nie te ze srebra, cyny czy mosiądzu, ale gipsowe. To odlewy zworników z prezbiterium Katedry Wawelskiej: anioły adorujące Chrystusa Salwatora. Albo jeszcze starszy od nich (1322 r.) zwornik z kaplicy św. Małgorzaty – na nim archanioł Michał. Taki buńczuczny z włócznią i kopniakiem…

Mosiężne putto było u mnie pierwsze, nie licząc haftowanej zawieszki z aniołem, wiszącej lata temu nad moim drabiniastym łóżeczkiem. Tu narzuca się myśl na temat trwania, bo zawieszka bywała w trudnych czasach obrusikiem, zasłonką, nawet ściereczką, a ciągle ma się dobrze i może kiedyś zaistnieje na jakiejś wystawie?

Więc jest anioł haftowany szydełkowany, anioły frywolitkowe, makramowe, z plastiku, gliny, drewna, piernika i czekolady(!), anioł szklany i kto wie jaki jeszcze, a wśród nich perełka: grafika Jerzego Napieracza, miniaturka wielkiego anioła, kiedyś zwisającego z Pałacu Prasy na Wielopolu. Mam też karty pocztowe z Matejkowskimi aniołami z Kościoła Mariackiego i aniołki – towarzysze Madonny Sykstyńskiej, rozmyślające na co też im u mnie przyszło, bo służące do zakrywania telewizora w godzinach jego niemoty.

No i śliczna antologia – Anioł w poezji polskiej, czytana trochę jak dziecięcy paciorek na dobranoc…

Byłoby jeszcze coś o ludziach – aniołach. Anonimowo, bo nie życzą sobie ujawniania. Zjawia się taki lub taka, jedna lub jeden z drugim anioł, wyciąga Cię na przykład z Oddziału Ratunkowego pogotowia, albo ubarwia samą sobą Twój pobyt w Szpitalu pod wezwaniem Nieleśna Góra i zaraz jest Ci lepiej. A już za parę chwil nachodzi Cię myśl, że może trzeba też samemu choć trochę stać się Aniołem?