To było dawno, daleko i nieprawda, ale ja i tak święcie i bardzo długo wierzyłam, że zając znosi jaja Wielkanocne. Dlatego każdego roku w Wielkim Tygodniu, ale najlepiej w Wielką Środę w ogródku albo na parapecie wiłam gniazdko z gałązek, trawy, suchych liści, lub w wersji „salonowej” (gdy było zimno) z eleganckiego sianka powstałego z cieniutkich paseczków papieru. W nocy do gniazdka zakradał się zając i składał jajeczka. Kolorowe, cukrowe, czekoladowe. Raz nawet zdarzyło mi się, że widziałam jak na tylnych skokach (nogi zająca to skoki) z koszem na plecach mknął pobliską uliczką.
Po latach próbowałam ten zwyczaj zaszczepić w moim ogródku na Zakolu Wisły. Znajome dzieci zrobiły ochoczo gniazdka pod bukszpanem, porzeczką, winogronami, a że było chłodno dały się zapędzić do domku, w którym – jak mi się przynajmniej zdawało – pochłonęło je całkowicie rozniecenie ognia w „kozie”. Uznałam, że już czas i wymknęłam się by spełnić zajęczą powinność. Jednak te dzieci to już nie były tamte dzieci. Zachwyciły się wprawdzie znaleziskami, ale najmłodszy Józio zauważył rezolutnie: przecież to ciocia wychodziła do ogrodu…
Trzeba więc było sięgnąć do sedna sprawy, czyli do celtyckiego i do starogermańskiego mitu, który powiada, że Ostara, bogini świtu, wiosny i urodzaju znalazła kiedyś w śniegu rannego ptaszka. Nie zdążył odlecieć na południe i w swoim delikatnym upierzeniu zimy by nie przetrzymał, więc zamieniła go w zająca. W ciepłym futerku zajączek mrozy przeżył, ale ze w poprzednim ptasim życiu był ptaszką w podzięce za ocalenie ofiarował Ostarze kolorowe jajeczka, a ta odwzajemniła się dając mu szybkość, by nie tęsknił za skrzydłami. Postanowiła też, że jajka będzie znosił raz w roku w wigilię pierwszej pełni księżyca, po wiosennym przesileniu. I by takim własnie sposobem dla dobrej pamięci o niej i tamtym wydarzeniu zapełniał dziecięce gniazdka słodkościami.
Zenona Stróżyk – Stulgińska
w małopolsce takiego zwyczaju nie ma
W związku z powyższym komentarzem – zawsze miło poznać inne zwyczaje i czegoś więcej dowiedzieć się o świecie. Dziękuję i radzę zrobić to samo zanim wszystkim nam będzie wszystko jedno i wszędzie będzie tak samo i nic nas nie będzie dziwić i nic nas nie będzie cieszyć, nawet wielkopolskie jajka z czekolady przynoszone przez zajączka. I w Małopolsce i ni tylko niejeden by się z takiego prezentu ucieszył 😉
Prześliczne opowiadanie.Ciekawa jestem gdzie autorka je znalazła?Mówimy o tych wielkanocnych jajkach,oglądamy je
na świątecznych kartkach,a jakoś nikt nie pomyśli skąd się
one wzięły?
Dzień dobry Pani Halszko. Cieszę się, ze mogę Panią powitać na naszych „łamach”. Historia zajączka wielkanocnego była znana w moich stronach, czyli Wielkopolsce od zawsze. Wyniosłam ją z dzieciństwa podobnie jak opowieść o pannie prowadzącej niedżwiedzia na wstążce, czyli herbie mojego miasta Rawicza, plantach, drugich w Polsce po Krakowie i wielu innych prawdach i legendach, które chłonęłam jako mała dziewczynka i które, z czego wypada mi się cieszyć mogą być dla czytelników tej strony interesujące. Pozdrawiam serdecznie Zenona