Krakowskie Biuro Festiwalowe to spora instytucja zajmująca się m.in. promocją wydarzeń kulturalnych o zasięgu lokalnym a także ogólnopolskim i międzynarodowym. Zarządza także Punktami Informacji Turystycznej. Od czasu 1995 zdążyło okrzepnąć i nabrać doświadczenia. Postanowiliśmy sprawdzić, czy tak jest w istocie.

 Dzień pierwszy Nazajutrz po szumnym otwarciu bodaj najdroższego w Polsce punktu informacji turystycznej o nazwie „Wyspiański 2000”, tłumy ciekawych przelewały się przez Plac Wszystkich Świętych, aby zobaczyć wnętrza Pałacu Wielopolskich, gdzie zorganizowano dzień otwarty Magistratu. Niektórzy z nich z troską, inni z niedowierzaniem spoglądali na przemyślnie zaprojektowaną fasadę Wyspiańskiego. Byli też tacy, którzy z ciekawości weszli do środka. W tym i my. Za wielkim kontuarem kilka osób przygotowanych do udzielania porad turystom. Prosimy o wskazanie co ciekawego można zobaczyć po drugiej stronie Wisły. Chwila konsternacji. No bo i po co przeprawiać się na drugi brzeg, skoro jest się w centrum świata? Wreszcie pada informacja o Centrum Sztuki Japońskiej. „Czy może jest jeszcze coś ciekawego?”- pytamy uparcie. W tym miejscu nie mogę powstrzymać się od dosłownego cytatu: „Właściwie to już nic ciekawego tam nie ma…. No może jeszcze Tyniec”. Składamy propozycję zapoznania się z tematem i niniejszą stroną internetową, co spotyka się ze oburzeniem. Wychodzimy.

Dzień drugi Wieża ratuszowa w słoneczny dzień prezentuje się naprawdę wspaniale. Jej szerokie schody zapraszają przybyszów i miejscowych do wnętrza. Wabi także niebiesko-biała tablica wskazująca, że tutaj niezorientowani zostaną poinformowani o atrakcyjnych punktach w mieście. Wchodzimy i zadajemy to samo pytanie. Pani zza wielkiej lady wyciąga mapkę Krakowa i od razu atmosfera staje się miła, lody topnieją i czujemy, że jesteśmy w dobrych rękach. Pani po chwili kontemplowania mapy pokazuje Plac Bohaterów Getta i Rynek Podgórski z „bardzo ładnie oświetlonym w nocy kościołem”. Po naszych zachętach zakreśla na mapie bliżej niezidentyfikowany rejon nazywając go miejscem „gdzie kiedyś było getto i obóz”. Pada jeszcze Fabryka Schindlera i Spielberg. Wychodzimy podbudowani. Było naprawdę całkiem nieźle. W ręku trzymamy broszurkę „Trzy dni w Krakowie”.

Dzień trzeci Przypomnijmy, że punktami informacji turystycznej zarządza Krakowskie Biuro Festiwalowe. Festiwale, jak wiadomo, organizuje się dla uciechy i radości. Taka też, z pewnością, idea przyświecała pomysłodawcom tychże punktów. Najważniejszy z nich znajduje się przy ulicy Św. Jana, tuż przy wejściu do słynnego niegdyś lokalu, nomen omen, rozrywkowego. Lokal ten dostarcza radości w porze wieczornej. Punkt informacji turystycznej realizuje zaś tę funkcję w porze dziennej.
Wchodzimy i zadajemy standardowe pytanie o atrakcje na drugim brzegu Wisły. Pani od razu wręcza nam tę samą broszurkę i otwiera mapkę Krakowa. „Może pan sobie urządzić wycieczkę do Lasku Wolskiego. Jest tam bardzo ciekawe ZOO”. Tego się nie spodziewaliśmy. Mija chwila zanim otrząsamy się z wrażenia i delikatnie naprowadzamy panią na właściwy obszar mapy. Po chwili koniec długopisu zakreśla owal nad Zabłociem: „Tutaj właśnie jest Płaszów” słyszę „i w tym rejonie znajduje się ta słynna Fabryka Schindlera”. Pozostaje jedno wyjście. Na ulicę.
Trudno zgadnąć jakimi kryteriami kierują się osoby decydujące kogo postawić za kontuarami punktów informacyjnych. Z całą pewnością nie są to znajomość Krakowa, jego zabytków, punktów widokowych, miejsc ciekawych przyrodniczo. Jak wobec tego turyści mają trafić do dzielnic poza ścisłym centrum? Czyż miejskie służby wstydzą się zapomnianych przez Magistrat, szczególnie podczas opracowywania budżetu, rejonów miasta? A może to zwykłe lenistwo? Taak, trudno zgadnąć…

Tekst: Bogdan Wereszczyński