Tabliczka jest żółta, z napisem wykonanym czarnymi literami. Mimo niewielkich rozmiarów, z daleka zwraca uwagę. Napis głosi: że Twierdza Kraków…, że fort…, że z roku… Ale o co chodzi? Wokół gąszcz krzewów, wybujałe trawy i pokrzywy porastające jakieś doły i pagórki… I oczywiście śmieci – od dawna typowy już składnik polskiego krajobrazu. A fort? Najwyraźniej go nie ma. A tabliczka? Pomyłka? Żart? „Artystyczna instalacja”, która ma przyciągać uwagę, skłaniać do zastanowienia? Nad czym? Nie wiadomo. Idziemy dalej…
Wydawane w Krakowie materiały promocyjne zachwalają zespół obronny Twierdzy jako jedną z wiodących atrakcji. Folder Trzy dni w Krakowie zachęca do udania się pieszo-rowerowym Szlakiem Twierdzy Kraków. Inny – Tylko w Krakowie – zalicza zwiedzanie jej obiektów do 21 powodów, dla których warto odwiedzić nasze miasto. Zespół fortyfikacji austriackich z okresu 1849-1916 określany jest tam jako „unikalny zabytek dziewiętnastowiecznej sztuki obronnej”. Nie sposób nie zgodzić się z tym stwierdzeniem. Już w 1979 roku profesor Janusz Bogdanowski, a po nim szereg kolejnych badaczy, w przekonujący sposób zaprezentował wartości historyczne Twierdzy, uzasadniające objęcie jej ochroną. Co więcej, wskazał także, w jaki sposób wartości te służyć mogą harmonijnemu rozwojowi rozrastającego się miasta i podniesieniu komfortu życia jego mieszkańców. Doświadczenia innych miast – dawnych twierdz (np. Amsterdam, Kopenhaga, Komarno, Przemyśl, Gdańsk) – w pełni potwierdziły korzyści płynące z włączenia historycznych obszarów ufortyfikowanych z XIX i XX wieku w system miejskich atrakcji turystycznych i obszarów wypoczynkowych. Mamy więc rzetelnie opracowaną teorię, sprawdzoną przez innych w praktyce, a tymczasem… Po dziś dzień tylko nieliczne obiekty wchodzące w skład Twierdzy Kraków uzyskały zagospodarowanie odpowiadające ich wartościom zabytkowym. Trudno przy tym zaliczyć którykolwiek z tych sukcesów na konto władz miasta, przeciwnie – większość odbywała się wręcz na przekór tym władzom lub przy ich biernej obojętności. Pozostałe obiekty, wobec braku aktywnej ochrony ze strony właściciela (w większości gminy Kraków), stały się łupem złodziei i wandali, tracąc resztę zachowanych jeszcze kilkanaście lat temu elementów wyposażenia (w tym unikalny pancerny wykusz na forcie „Prokocim”). Tak też w południowej części miasta, spośród 12 zachowanych fortów, mamy 1½ zagospodarowanego i przynajmniej okresowo udostępnianego („Swoszowice” i północna część fortu „Skotniki-Sidzina”), 2 zagospodarowane, lecz niedostępne („Barycz”, Kosocice”) oraz 8½ niezagospodarowanych i stale niszczejących („św. Benedykt”, „Lasówka”, „Prokocim”, „Rajsko”, „Łapianka”, „Borek”, południowa część fortu „Skotniki-Sidzina”, „Winnica”, „Bodzów”).
W ten sposób trwają w naszym mieście dwie rzeczywistości. Urzędowa rzeczywistość papierowo-folderowa, pełna „atrakcji”, godnych odwiedzenia „cennych zabytków”, oraz rzeczywistość faktyczna. W tej ostatniej, prawdziwej rzeczywistości, „cenne zabytki” okazują się zdewastowanymi, zaśmieconymi, pokrytymi gąszczem dzikiej roślinności pustostanami, odartymi z całego uroku właściwego dziełom XIX-wiecznej inżynierii wojskowej, których malownicze otoczenie znika pod chaotyczną zabudową. Dlaczego? Oficjalnie: nie ma pieniędzy. A w praktyce? Szacunkowy koszt remontu i adaptacji pojedynczego fortu to ok. 5-20 mln zł, zależnie od wielkości, rodzaju konstrukcji i stanu technicznego. Czy to dużo? Porównajmy: budowa stadionów „Wisły” i „Cracovii” kosztowała 750 mln zł, roczna dopłata do nierentownego stadionu „Wisły”: co najmniej 3 mln zł, przekroczenie kosztów budowy Opery Krakowskiej: 50 mln zł, dopłata do Hali Widowiskowo-Sportowej: 45 mln zł, planowane wydatki na przygotowanie igrzysk olimpijskich jeszcze nie zostały oszacowane… Brak małych pieniędzy, ale są wielkie pieniądze. Magiczny Kraków!
Popieram wszystkie informacje dotyczące „zapuszczonego Krakowa” W tym roku głośno było o odkrzewianiu fortu Sw Benedykta który mogłby byc dobrze widoczny juz z ul Wielickiej. Wykonano jakies kosmetyczne zabiegi i w zasadzie nic sie nie zmieniło bo juz nowe krzaki i samosiejki wyrosły. A powinno byc jak w Kopenhadze czy Lubece gdzie dawne warownie są perełką miasta. Moze coś zjazd papieski 1 2016 r zmieni ……….???
Ani EURO, ani Papież ani Igrzyska. Zmienić sytuację może tylko zmiana w polityce miasta. Rezygnacja z pojedynczych, superkosztownych (w budowie i utrzymaniu) inwestycji, na rzecz tańszych ale odpowiadających rzeczywistym potrzebom i faktycznie przyczyniających się do poprawy komfortu życia mieszkańców miasta (przykład: kosztująca zaledwie parę mln adaptacja schronu koszarowego fortu 49 w Krzesławicach na Dom Kultury). O tą zmianę polityki miasta musimy zaś walczyć my wszyscy. Jak pokazuje doświadczenie akcji np. stowarzyszenia Kraków Miastem Rowerów czy ostatnio Alarmu Smogowego (już nie wspomnę o Podgórzu.pl 😉 ), zmuszenie władz miasta do przeorientowania (choćby częściowego) działań, w kierunku realizacji potrzeb mieszkańców jest możliwe. I dlatego warto (we własnym interesie) aktywnie wspomagać działające stowarzyszenia a w razie potrzeby zakładać nowe. Czekanie na cuda kończy się przebudzeniem z ręką w nocniku …
Dodam tylko, że nie istnieje fort o nazwie Swoszowice. Nazywa się on Wróblowice i pod taką nazwą widnieje na austriackich mapach. Złą pracę w tej materii robi niestety strona Forty CK, która promuje błędne nazewnictwo :/
Precyzyjniej rzecz ujmując można rzec że fort „Swoszowice” istnieje i to coraz bardziej 😉 w związku z powołaniem muzeum, posługującego się tą nazwą. Trudno jest mi stwierdzić kiedy zafunkcjonowała ona po raz pierwszy. Może jeszcze w okresie międzywojennym (choć na planie katastralnym gruntu fortecznego z 1926 roku stoi: Wróblowice). Na pewno używał jej prof. Bogdanowski w „Warowniach i zieleni Twierdzy Kraków”. I praktycznie od tego momentu nie przypominam sobie publikacji która posługiwała by się nazwą pierwotną (łącznie z najnowszym Atlasem Twierdzy Kraków). Niewątpliwie sprawa ewolucji nazewnictwa dzieł obronnych (a także zespołów zaplecza) twierdzy zasługuje na odrębne opracowanie i z niecierpliwością oczekuję na osobę która się tego podejmie …
Leonie, artykuł o tym, znaczy się o nazewnictwie i numeracji, się pisze… Tylko kto go wydrukuje i gdzie….