Ze względu na szerzącą się epidemię Polacy, choć nie tylko oni, zaczęli się ostatnio częściej myć. Dobry to zwyczaj i warto go propagować. Zatem, o mydle będzie mowa…

Mydło – wynalazek dość stary, a i w Polsce nieobcy od stuleci. Już około 2800 roku p.n.e. Babilończycy wyrabiali mydło, znając jego zalety i użyteczność. I choć legenda o górze Sapo (proszę znaleźć i poczytać!) każe nam umiejscawiać początki owego wynalazku w starożytnej Italii, to najprawdopodobniej ojczyzną naszego drogocennego mydła jest jednak Bliski Wschód.

W Polsce mydlarnie funkcjonują już od XIV wieku, choć jako towar ekskluzywny mydło pod strzechy od razu nie trafiło. Dopiero kolejne wynalazki, zastosowanie tańszych surowców i upowszechnienie produkcji pozwoliło z mydła korzystać maluczkim. W polskiej historii mydła szczególnie zapisał się niejaki Cyprian Franciszek Zabłocki, który za swoją nieuczciwość drogo zapłacił, choć… dzięki temu przeszedł do historii. W XIX wieku produkował on w swej fabryczce mydło i, licząc na spore zyski, pragnął sprzedawać je za granicą. Postanowił spławić swoje produkty Wisłą aż do Gdańska. A że Gdańsk leżał już w Prusach, na granicy należało opłacić od towaru cło. Zabłocki wpadł na pomysł, by nie dać Prusakom zarobić i mydło przemycić. Nic prostszego – przepakuje się mydło z barki do skrzyń, przytroczy do burty, zanurzy w wodzie i tym sposobem uniknie ono być może wnikliwego wzroku celników. Ciekawe, czy sam wpadł na ten karkołomny pomysł, czy ktoś mu go podsunął. Tak czy inaczej, nie przewidział, iż kontakt mydła z wodą skończy się w jedyny możliwy sposób. Powiedzenie „wyjść jak Zabłocki na mydle” weszło zatem w Polsce do użytku codziennego mniej więcej wraz z mydłem.

Na początku XX wieku pojawił się jednak jegomość, który niepomny powiedzenia postanowił na mydle właśnie zrobić interes i to, nomen omen, na… Zabłociu. Nazywał się Czesław Śmiechowski i bynajmniej nie był nowicjuszem w branży. W Krakowie parał się już czas jakiś handlem naftą i mydłem. Teraz zdecydował się sam produkować mydło, nie naśladując zarazem Zabłockiego. Był rok 1910. W owym czasie Zabłocie dopiero zaczynało się zabudowywać. Sąsiadami Śmiechowskiego byli metalowi giganci – Korngold i Gorecki, poza tym ta część Podgórza ziała jeszcze, gotową na kolejne inwestycje, pustką. Śmiechowski trafił w punkt, gdyż tym samym roku na Zabłocie zawitała kolej, tym samym dając usadowionym tam zakładom kolejne, po Wiśle, okno na świat. Gdy fabryka ruszyła w 1913 r., spod adresu Zabłocie 23 bocznicami kolejowymi zaczęły wyjeżdżać do odbiorców kolejne partie towarów, w tym zabłockiego mydła z odciśniętym napisem firmowym: Śmiechowski. Konkurencja lokalna praktycznie nie istniała. Śmiechowski był jedyny w Podgórzu, a po drugiej stronie Wisły od 1875 roku funkcjonowała jedyna firma w tejże branży – Fabryka Mydła Stanisław Rożnowski, mieszcząca się na Kleparzu pod adresem Pędzichów Boczna 4 (od 1937 r. – Zygmunta Wróblewskiego). Boom „kosmetyczny” zacznie się później. Derma, Calderara Bankman, czy Miraculum Doktora Lustra to dopiero lata dwudzieste. Choć i tak fabryka Śmiechowskiego pozostanie potentatem w branży, a do II wojny światowej największym przedsiębiorstwem kosmetycznym w województwie krakowskim. Pan Czesław przyjął do pracy w fabryce 53 robotników, a chętnych do zatrudnienia się nie brakowało, gdyż wypłata była „wzbogacona” o  przydział mydła. A gdy w 1927 r. na terenie fabryki pojawił się basen, z którego, tak jak i z fabrycznego ogrodu, mogli korzystać pracownicy, miejsce to jawiło się niemal rajem, w porównaniu z warunkami pracy w fabrykach nierzadko ulokowanych w ciasnych kwartałach miejskich. Firma przetrwała w niezłym stanie nawet okres kryzysu przełomu lat dwudziestych i trzydziestych, i tuż przed wybuchem wojny mogła się pochwalić niemal identyczną jak na początku działalności liczbą pracowników. Wojna nie przerwała ciągłości pracy fabryki, a zatrudnienie dawało względną pewność okupacyjnego bytu. Ciekawostką jest transformacja nazwy fabryki podczas wojny. Nazwa polska została najpierw zastąpiona niemiecką – Krakowska Fabryka Mydła C. Śmiechowski stała się Krakauer Seifenfabrik C. Smiechowski, by w 1943 roku przedzierzgnąć się ostatecznie w Panko Waschmittelfabrik. Nie bardzo wiadomo, skąd wzięła się nazwa Panko, faktem jest, że podczas okupacji oraz tuż po wojnie firma posiadała w asortymencie m.in. proszek „Panko” do moczenia bielizny. Może zatem nazwa proszku dała nazwę firmie… albo wręcz odwrotnie.

Po wyzwoleniu robotnicy fabryki zdołali ochronić ją przed rozszabrowaniem, a także przed wywiezieniem maszyn na wschód. Można było wznowić produkcję, choć o surowce było niezwykle trudno. Zarząd państwowy i połączenie z Miraculum Doktora Lustra położyły kres samodzielnemu istnieniu fabryki Śmiechowskiego, chociaż genius loci pozostał, a wyroby powojennego Miraculum cieszyły się przez lata niesłabnącą estymą. Ale to już nieco inna historia… Dziś nawet po powojennym Miraculum nie pozostało przy ul. Zabłocie 23 wiele. Cóż – signum temporis

Biorąc więc do ręki kostkę mydła, czy nawet myjąc ręce mydłem w płynie (byle dokładnie i często!!!) wspomnijmy nasze podgórskie „mydlane” początki i pana Śmiechowskiego, dzięki któremu podgórskie, i nie tylko, życie nabierało nieco przyjemniejszego zapachu.