Do 30 stycznia br. w Galerii Centrum (budynek C) Nowohuckiego Centrum Kultury była prezentowana wystawa malarstwa – zamieszkałego na Kurdwanowie, a pracującego na Woli Duchackiej – Władysława Bartka Talarczyka. (Wystawa została przedłużona do 7 lutego)
Konkret abstrakcji i ulotność realizmu
W ponad trzydziestoletnim dorobku twórczym Władysława Bartka Talarczyka przeplatają się równolegle dwa kierunki, które studiował na krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych: tkanina (w pracowni prof. Stefana Gałkowskiego) i malarstwo (w pracowni prof. Włodzimierza Buczka). Obydwoma artysta zdaje się być zafascynowany, obydwa odkrywają przed nim ciągle ogromne przestrzenie artystycznych poszukiwań, w obu jest jeszcze niespełniony. Jest i trzecia sfera, która spaja prywatne dokonania Talarczyka – jego praca z osobami starszymi w ramach terapii przez sztukę. W kilku krakowskich dziennych ośrodkach uczy malarstwa, wykonywania tkanin, które sam projektuje i tworzy klimat pracy twórczej, w którym uczniowie mogą się rozwijać. O wzajemnym zafascynowaniu i rzetelnej współpracy najlepiej świadczą wystawy – mistrza i jego uczniów – wolne od naśladownictwa, zachowujące równowagę proporcji.
Tkanina i malarstwo. Nowohucka wystawa – prezentująca obrazy abstrakcyjne i realistyczne – tak naprawdę opowiada o obu kierunkach. Twórca tkanin mocno osadził się w myśleniu Talarczyka. Barwy czyste, nasycone, często podstawowe, zestawione kontrastowo obok siebie przy zachowaniu perspektywy – wyglądają jak nici wiedzione wielowątkowo i równolegle z dołu do góry pracy. Duże powierzchnie szafirów, czerwieni, żółci… nierozerwalnie kojarzą się z tkaninami ułożonymi przez twórcę martwych natur. Abstrakcję wspiera konkret – fragmenty płócien o wyrazistym splocie – poprzedzierane, ponacinane, spod których, niczym krew, przenika karmin tła. Wreszcie faktury w dole obrazów. Wypracowane w każdym detalu. Czasami tworzące skomplikowane siatki zgeometyzowanych struktur. Innym razem wystukany szpachlą niespokojny rytm. To połowa wiedzy o obrazach abstrakcyjnych. Za drugą kryją się dokonania malarza niezwykle subtelnego i wrażliwego. Mocne kolory są delikatne. Jakby przezroczyste. Dzięki laserunkom rozświetlają obraz do granicy, za którą mogłoby być już tylko rzeczywiste źródło światła. Wszechobecna biel tworząca na każdym obrazie niekończące się narracje. Biel, która jako kolor i jako cytat – uskrzydla. Powierzchnie, przedmioty, drabiny, zasłony, skrzydła… Pracy z pogranicza abstrakcji i figuratywności (pochód) lekkości dodaje powietrze – kłębiące się chmury i falowanie na wietrze czerwonych feretronów. Ruch powietrza porywa je ku górze, strzępi rogi materii, wysubtelnia kolor, spaja mocno osadzony w pejzażu dół z niespokojną górą obrazu.
Prace realistyczne wyrosły z ducha muzyki. Uwagę przykuwa najbardziej baśniowość przedstawionego świata. Postacie stylizowane, tajemnicze, z pogranicza dzieciństwa i dojrzałości. Anioły wszędzie czujące się jak u siebie. Postacie dziecięce wpatrzone ogromnymi jasnobłękitnymi oczyma w widza. Jedne i drugie przemierzają przestrzenie prawie teatralne i sielskie krajobrazy. Zastygają w codzienności z kotem, psem, ptakami, pejzażem. Ten świat jest pastelowy. Ciekawie. W tle znane z abstrakcji barwy, których pierwszy plan zdominowała miękka biel otulająca wszystko niczym woal. Nowa jest tylko pełna gama zieleni. Równie delikatny jest krajobraz – leciutkie chmurki, tonalnie przenikające kolory popołudniowego nieba, wijąca się ścieżka, która ginie na linii pagórkowatego horyzontu.
Intrygują formy obrazów zaprezentowanych przez Talarczyka. Dyptyki, tryptyki, poliptyki. W dorobku artysty wiele jest prac dużych, prawie klasycznych tryptyków z zachowaną pośrodku obrazu osią symetrii. Na nowohuckiej wystawie tryptyki są pozorne. Podniesiona środkowa część ramy i spójna kompozycja. Obrazowi anioła towarzyszą cztery małe ikonki zwierząt. Warto skupić się na dyptyku z centralnie umieszczoną kapliczką. Po obu stronach niby tak sama historia. Kapliczka, wijąca się droga, góry w tle. Ale już w punkcie wyjścia wędrowcowi towarzyszą różni święci. Dalej inna barwa i materia drogi. Wreszcie niebo: pogodne nad słoneczną ścieżką i burzowe nad czerwonym dywanem. I widz zakotwiczony na stałe w punkcie wyjścia.
W wielu analizach dorobku Talarczyka pojawiają się odniesienia do malarstwa Tadeusza Brzozowskiego, Tadeusza Makowskiego i Witolda Wojtkiewicza. Trop tyle ciekawy, co – po prześledzeniu – zaskakujący. Bowiem nawiązań krakowskiego malarza do dorobku poprzedników należy upatrywać na etapie źródeł, a nie rozwiązań formalnych, nie wspominając nawet o współzależnościach. Talarczyk – podobnie jak Brzozowski – uprawia malarstwo i tkaninę. Doświadczenie z materią nie pozostaje bez przeniesień na sposób traktowania płaszczyzn malarskich, ale każdy z nich wykorzystuje inaczej ich układ, fakturę, ruch, stosuje kolorystykę o innej barwie i nasyceniu. Podobnie z Makowskim. Uproszczone postaci dzieci, ale u obu inaczej i w rysunku, i barwie; kilka postaci Makowskiego i zazwyczaj pojedyncze Talarczyka. Zupełnie inaczej niż paryski artysta krakowski traktuje tło. Gdy u Makowskiego jest nim zazwyczaj pozbawione perspektywy wnętrze pokoju lub pejzaż ze sztafażem w duchu naiwnego realizmu, krakowski malarz tło nasyca powietrzem, wprowadza ruch i perspektywę. I wreszcie Wojtkiewicz. Podobne, czy nawet te same przedmioty i detale, jak powracająca karuzela. Jednak gdy na Wojtkiewiczowski świat dziecięcych zabaw pada cień egzystencjalnych doświadczeń i wszechobecne poczucie klęski, u Talarczyka karuzela jest po prostu zabawką, może tylko bardziej wyśnioną niż realną. A dzieci są – na tym etapie życia i pracy – doświadczeniem codzienności. Gdy ona odejdzie definitywnie w przeszłość, może zmianie ulegną także pierwszoplanowe postacie obrazów Talarczyka…
Beata Anna Symołon