Z wielką przyjemnością prezentujemy wspomnienia Kazimierza Słupka o podgórskich „Kortach”, czyli kamieniołomie przy ulicy Redemptorystów.

Najwcześniejsze moje wspomnienie związane z tym miejscem, to ligowe mecze rozgrywane tu przez sekcję piłki ręcznej Garbarni Kraków. Po upadku sekcji (wcześniej również) każdego dnia, od rana do wieczora graliśmy tu w piłkę. Chętnych było tylu, że trudno się było „załapać”. „Drugi sort” grał więc powyżej na gorszym boisku wysypanym białym szutrem – jak wtedy mówiliśmy „Pod Matką Boską” (ze względu na znajdującą się tam do dziś figurę Matki Boskiej). Grało się oczywiście „gumianką”. Skórzana piłka była rarytasem i żaden właściciel nie pozwoliłby sobie na grę na asfalcie. Za bramki służyły najczęściej odwrócone ławki przyniesione z Parku Bednarskiego. Jeśli nie było ławek, to jednym słupkiem były kamienie, drugim zaś kosze do koszykówki, które wtedy jeszcze tam stały.

Zazwyczaj grało się na pieniądze – po dwa złote od głowy (wygrani zgarniali kasę). Poważniejsze mecze po pięć złotych. Grało się wszerz boiska, bo wtedy mogły grać cztery drużyny jednocześnie. Na „całe boisko” grało się w zasadzie tylko mecze „międzypaństwowe”, gdy przychodzili goście np. z Łagiewnik. W oczekiwaniu na możliwość zagrania „ciupało się” w karty, przeważnie w ferbla. Niejedno miesięczne kieszonkowe poszło tak w jeden dzień.

Gdzieś pod koniec lat 70 –tych przyszła do nas za sprawą Fibaka moda na tenisa. Razem z bratem sprawdziliśmy w encyklopedii jakie są wymiary kortu tenisowego, zakupiliśmy farbę, wymalowaliśmy linie na asfalcie, zakupiliśmy rakiety (pamiętam, że indyjskie) i siatkę do siatkówki. Brat zrobił słupek z korbą i zaczęło się granie. Linie wymalowaliśmy po lewej stronie boiska. Na pozostałej jego części nadal grało się „w gumiankę”. Nikt nikomu nie przeszkadzał. Na „nasz” kort przychodziło coraz więcej znajomych i znajomych znajomych, tak, że w oczekiwaniu na możliwość zagrania kwitło życie towarzyskie.

W budynku obecnego IV LO mieścił się wówczas jakiś wydział AGH. Studenci i pracownicy wracając z zajęć często zatrzymywali się i przyglądali jak gramy. Po pewnym czasie dowiedzieliśmy się, że teren przejęło właśnie AGH i będzie tam robić profesjonalne korty. Rzeczywiście wylano nowy asfalt, wmurowano słupki, ogrodzono i zamknięto teren, zbudowano szatnię/stróżówkę, gdzie można było wypożyczać siatki. Tego jednak dla miejscowych graczy w piłkę było za dużo – wmurowane słupki uniemożliwiały grę , a żeby dostać się na boisko trzeba było forsować kratę. Jak mogli, obrzydzali życie „intruzom”. W końcu „miejscowi” zburzyli (do dziś nie wiem jak) murowaną szatnię i poucinali słupki. AGH przestało się interesować terenem.

Znów zaczęło się granie w piłkę (już w skórzaną) często z uczestnictwem kleryków z seminarium przy kościele Redemptorystów i w tenisa.

W tenisa graliśmy bez względu na pogodę i porę roku przynajmniej w soboty i niedziele. Jeden z kolegów przychodził w zimie o 6.00 posypać zaśnieżony i oblodzony kort solą, żebyśmy od 8.00 mogli już zagrać. Najchętniej graliśmy w debla. Bywało, że przychodziło 6, 7 par. Całe towarzystwo brało później udział w cyklu turniejów amatorskich organizowanych na Kozłówce na kortach ziemnych.

Stanowiliśmy naprawdę zgraną paczkę. Cieszyła nas nie tylko gra ale również możliwość przebywania z sobą i radosnego spędzania wolnego czasu.