Od kolejnej rocznicy zestrzelenia Liberatora nad Zabłocie i mamy nadzieję, że też okolicznościowego spaceru, dzieli nas jeszcze wiele miesięcy. Jednak już teraz zamieszczamy wspomnienie, które właśnie otrzymaliśmy od inż. lotnictwa Adama Gatniejewski z Poznania, za co serdecznie dziękujemy. Uzupełnił je rysunkiem, który dokładnie wskazuje miejsce upadku fragmentów samolotu. Tak opisuje katastrofę alianckiego bombowca w sierpniu 1944 na Zabłociu.
„Mieszkałem wtedy w Krakowie na ulicy Ariańskiej, na trzecim piętrze. Z okna miałem widok w kierunku zachodnim. W nocy z 16 na 17 sierpnia obudził mnie głośny warkot i wyraźnie dochodzący szum. Zobaczyłem na nocnym niebie nisko lecący ognisty kształt, przypominający wydłużony prostokąt. Przesuwał się szybko z północy na południe w kierunku Podgórza. Następnego dnia miałem lekcje; chodziłem na komplety tajnego nauczania na ulicy Józefińskiej niedaleko placu Zgoda. Mieszkańcy tego domu byli wstrząśnięci przeżyciami minionej nocy. Jak opowiadał jeden z nich – huk był tak wielki i donośny, że myśleli, iż to na ich dom spadł samolot. Tymczasem samolot przeleciał jeszcze około kilometr i rozerwał się w okolicy ul. Zabłocie i Dekerta. Byłem na miejscu katastrofy tego samego dnia około południa. Na Zabłociu, po lewej stronie idąc od wiaduktu, w składzie opału znajdowała się część kadłuba ze stanowiskiem strzelca pokładowego. Wydawało się, że jest to przednie stanowisko strzelca pokładowego. Obok szczątków leżał zabity członek załogi. Był wysoki w zielonym mundurze i białych skarpetkach, buty już ktoś ściągnął. Nieco dalej po prawej stronie tliły się jeszcze resztki baraku, na który być może spadła część kadłuba. Skrzydła z silnikami leżały kilkaset metrów dalej, po wschodniej stronie nasypu kolejowego wzdłuż ulicy Dekerta. Dwa silniki znajdowały się przy lewym skrzydle, trzeci przy prawym, czwarty był wbity w nasyp kolejowy. Później dowiedziałem się, że kilku lotników angielskich lub kanadyjskich miało się uratować z płonącego kadłuba, a rannych umieszczono w szpitalu przy ulicy Kopernika. Nie wiem jednak – czy była to sprawdzona informacja, czy jedynie niepotwierdzona pogłoska. W czasie okupacji zbieranie takich informacji było zajęciem niebezpiecznym. Pamiętam, że były to silniki gwiazdowe – podwójna gwiazda 14 cylindrów. Silniki miały głowice inne niż głowice silników niemieckich. Głowice były płaskie, tkwiły w nich świece zapłonowe a nie było osłon z zaworami, elementów tak charakterystycznych dla silników gwiazdowych. Cylindry miały bardzo gęste użebrowanie. Takie silniki np. Bristol Herkules były produkowane tylko w Anglii i dlatego wówczas myślałem, że był to czterosilnikowy samolot produkcji angielskiej Stirling. W miejscu, które mogę dokładnie wskazać na starym planie Krakowa (np. z roku 1946 lub nieco późniejszym) leżały tylko oba skrzydła z silnikami i obie golenie głównego podwozia – jednokołowe. Zastanawiające było to, że nie było tam szczątków kadłuba, który przecież jest bardzo duży, mierzy ok 25 metrów długości i kilka metrów szerokości i że skrzydła skierowane były na północny zachód a samolot przyleciał właśnie z tego kierunku. Znajomi, którzy wówczas mieszkali na Józefińskiej niedaleko mostu Piłsudzkiego opowiadali, że samolot przeleciał nad ich domem. Jest więc jeszcze dużo do wyjaśnienia. Być może znalezienie szczątków kadłuba (w Wiśle ?) pozwoliłoby wyjaśnić wątpliwości.
Cały czas (mimo 91 lat) mam dobrą pamięć, niemal „fotograficzną” i chętnie dzielę się wspomnieniami, potrzebuje jednak pomocy w postaci powojennych planów Krakowa z tamtych czasów. Mam plan Krakowa z 1941 roku lecz nie ma na nim nasypu kolejowego, który powstał w czasie wojny. A może żyją jeszcze osoby w moim wieku lub trochę młodsze – ja miałem wtedy 14 lat, interesowałem się lotnictwem i znając język niemiecki czytałem niemieckie czasopisma poświęcone lotnictwu. „
Pozdrawiam serdecznie, inż. lotnictwa Adam Gatniejewski, Poznań, marzec 2021.