Mistrzowie półmetka – no, jeśli noga im się nie podwinie 🙂

Unicorn – Partyzant 3:0 (1:0)
bramki: Ziemek 2, Adam

Mecz na szczycie, czyli walka w błocie o mistrzostwo pierwszej rundy Podgórskiej Ekstraklasy. I jeśli w ostatniej kolejce nie dojdzie do wielkiej niespodzianki, czyli przegranej Unicorna z Browarem, to właśnie Jednorożcy będą mistrzami półmetka.
Z przebiegu gry w pierwszej połowie wyglądało to na zapasy. Obaj zapaśnicy uważnie kontrolowali ruchy przeciwnika. Pierwsza bramka padła po błędzie partyzanckiej obrony – złe wybicie i piłka ląduje pod nogami zawodników Uicorna którzy są w przewadze na polu karnym, jedno podanie i natychmiastowy strzał. Wielka radość u niebieskich, teraz grają już bardziej na luzie. Mimo to przewagę zaczynają zdobywać dopiero w drugiej połowie, ale też nie od razu po przerwie. Partyzant nie ma pomysłu na atak, wszystkie jego strzały są blokowane przez zagęszczoną obronę przeciwnika. Unicorn zaczyna grać swoje, czyli kontry po długich podaniach, spore zagrożenie dla bramki czerwonych stanowią też tradycyjnie rzuty rożne i wrzuty z autu w okolicach pola karnego – to wizytówka niebieskich.

Ale kolejne dwie bramki padają po kontrach w samej niemalże końcówce.
Unicorn zasłużył na to zwycięstwo, tak samo jak zasłużył na miejsce lidera.
I choć mecz toczył się w nerwowej atmosferze, przy pokrzykiwaniach i ostrych wejściach, to po ostatnim gwizdku wszyscy zawodnicy z uśmiechami na ubłoconych twarzach podali sobie ręce.

Po meczu powiedzieli:
Hubert(kapitan Partyzanta): no… nasi chłopcy dali dziś z siebie wszystko… powiedziałbym, że nawet więcej niż potrzeba, trzeba ich za to pochwalić… było lepiej niż się wydawało się… trochę wkradła się nerwowość, choć nie uważam, że graliśmy źle, wręcz przeciwnie.No… w sumie jeszcze nigdy w meczu o punkty nie pokonaliśmy Unicorna, ale będzie jeszcze nie jedna okazja, by to zmienić.
No… nie ma już w lidze dwóch drużyn idących łeb w łeb naczy się, no ale ten, postaramy się tego no, jeszcze zagrać im… na nosie…
Chciałbym jeszcze podziękować Ziemkowi za postawę fair play, kiedy przyznał się, że tocząca się po naszej linii bramkowej piłka nie wpadła do bramki.

Komentarz do meczu nadesłany przez kapitana Unicorna – Przemka
Trafiła kosa na kamień
A zdarzyło się raz tak, że grupa partyzantów po kolejnym stoczonym zwycięskim boju spoczęła wyczerpana w lesie. Szybko spłynął na nich błogi, głęboki i krzepiący sen. A był on taki: ujrzeli w nim dziwne zwierzę w poświacie przypominające konia z długą naroślą pośrodku czoła przechadzające się tuż nad miejscem gdzie spali. Nazajutrz rano, obudziwszy się, opowiadali sobie co zobaczyli we śnie i dziwowali się między sobą.
Tak, Panowie Partyzanci, przyszedł czas by zmierzyć się z żywą mitologią! Unicorn po raz pierwszy, po raz drugi i po raz trzeci! Wygrane! 3 bramki, 3 punkty a w meczu z trudnym przeciwnikiem (bezspornie najtrudniejszym z drużyn obecnie grających w naszej lidze) potrójna radość z każdego zdobytego gola. Warunki iście partyzanckie (błoto, zawężone pole gry), których na szczęście przeciwnik nie wykorzystuje.
Wynik otwiera w I połowie po dopadnięciu bezpańskiej piłki w polu karnym Przyczajony Tygrys Ukryty Smok Speedy Adaś Gonzalez alias Szybki Lopez, który zwlekał długo ze strzeleniem swojego pierwszego gola w Ekstraklasie.Trzeba przyznać, że wybrał ku temu najbardziej odpowiedni moment, bo w meczu Prawdy, który miał zadecydować o tym kto obejmie przywództwo w lidze. W ładny sposób zresztą wyraził swą radość dekorując zdobycie bramki saltem do przodu.

Desperackie ataki Partyzantów nadziewały się na świetnie funkcjonujące szyki obronne Unicorna niczym wzburzone morskie fale rozbijane przez pas falochronów. Rzadko kiedy padał strzał na bramkę Jednorożców a jeśli już tak było to wszystko wyłapywał wypożyczony z Browaru błotny bramkarz, któremu dziękujemy za współudział w zwycięstwie (zapraszamy do nas!).
W drugiej połowie wyraźniej zarysowała się przewaga Unicorna. Ziemo dwukrotnie skutecznie sięgnął po swoją strzelbę zmuszając do podwójnej kapitulacji Huberta (zdaje się najjaśniejszy mimo wszystko punkt drużyny przeciwnika tego dnia). Szans na bramki było jeszcze co najmniej kilka, jak chociażby ta, w której cudem godnym uwagi Romek ratuje zespół od straty kolejnego gola wybijając piłkę z linii bramkowej. Mecz, jak zresztą przystało na hit rundy, obfitował w spięcia, sporne sytuacje, ostre wejścia (widziałem w przerwie krew), nerwy puszczały niejednokrotnie a niejeden zawodnik ujawnił swoje zamiłowanie do kąpieli błotnych. Podziękowania dla całej drużyny za świetną grę i dla przeciwnika za twardą walkę. Mówiąc słowami arbitra Pitera (dzięki za sędziowanie, sorka za nerwy): SZACUN ale i też śmiało: UNICORN RULES! Kto następny do golenia?

P.S. Taaak, ze szczytu tabeli rozpościerają się znacznie piękniejsze widoki…

Browar – FC Ziom 1:4 (0:3)
bramki : Babula – Mateusz L., Bartek S. 2, Ekes

Jeszcze dzień przed zawodami boisko wyglądało jak Dolina Pięciu Stawów. Były poważne obawy że Browar zagra z Ziomem w piłkę wodną, ostatecznie stanęło na piłce błotnej.
Pierwsza połowa spotkania to dominacja FCZ, który bardzo szybko rozgrywał piłkę w ofensywie. Zaznaczyć należy, że Ziom wzmocnił się świeżą krwią – zawodnikami, którzy bardzo obiecująco rozpoczęli swoją przygodę z Podgórską Ekstraklasą.

Zaskakujący był poziom zgrania drużyny, która w tym dość eksperymentalnym składzie zagrała po raz pierwszy. Browar rzadko zagrażał bramce przeciwnika, ale sytuacja zmieniła się diametralnie w drugiej połowie, kiedy to Niebiescy zaczęli coraz to swobodniej poczynać sobie przed bramką Szymka Gawle. Zaowocowało to golem, tylko jednym, choć Browar przy łucie szczęścia mógł to spotkanie zremisować.
Graczem spotkania był bez wątpienia Bartek Sosna, który zagrał koncertowo i miał swój udział we wszystkich bramkach strzelonych przez FCZ.

Autor: Hubert