A może nawet nie w tle, tylko na samym przodzie, na czele z brewerią na ustach w rękach, dokoła. Roztańczoną rozbębnioną, kolorową, szaloną brewerią podgórską. Po podgórskich zakamarkach, zapomnianych podwórkach przeszedł w ten dzisiejszy deszczowy i szary na pozór dzień nieokiełznany nasz podgórski korowód. Niósł ze sobą śpiewy wszelakie, jadło, napitek, teatrum, Kraka, Matecznego i Twardowskiego, a nawet wielkie czerwone łóżko dla Dulcynei z Toboso.
Po raz trzeci podarowaliśmy Podgórzu piękny nasz błękitny skarb – otwarcia Mostu dokonał niesforny urzędas w otoczeniu sfory paparazzich, prowadzony przez wodzireja żółtego jak słoneczko, który rej wodził wśród rozbawionego tłumu aż do spodziewanego finału na wielkiej scenie Podgórskiego Rynku.
Dziękujemy wszystkim, których fantazja nie zawiodła naszego zaproszenia, tym dla których deszcz był tylko opadem, a Hip-Hop przy Józefińskiej i Don Kichot na Węgierskiej wspaniałymi towarzyszami zabawy. Było wspaniale, uciesznie, barwnie, beztrosko – jak przystało na koniec karnawału.
Pozdrawiamy Was mieszczanie – panny i kawalerowie, zamężni, rozwodnicy i wdowy. Do zobaczenia za rok!!!