Byłem dzieckiem, mieszkającym na małym osiedlu, napadaliśmy sąsiednie blokowiska lub byliśmy napadani, przyczyny trudno ustalić. Szło o zaczepki, o nasze dziewczyny, o to że się ktoś źle odezwał lub oberwał od tamtych w szkole czy na ulicy. Ale nie chodziło się z nożami czy ostrą bronią, były to walki na pięści, zapasy, uczyliśmy się na podwórku chwytów dżudo i testowaliśmy je na sobie. Oczywiście takie napaści i bójki to było coś niezwykłego, wydarzenie w życiu naszej osiedlowej bandy. Na moim małym osiedlu było też trochę przestępców, złych dzieci czy złej młodzieży, lądowali w więzieniach, znęcali się nad nami czy nas wykorzystywali, wymuszali od nas drobne pieniądze, ale solidarność osiedlowa była ponad – względem wroga. Toczyło się takie nieoficjalne życie w PRL-u. Rzucaliśmy też worki z wodą z tarasu naszego bloku na pochody pierwszomajowe, dużo zabaw mieliśmy w ciemnych piwnicznych korytarzach albo w cudzych piwnicach, kradliśmy jakieś drobiazgi, zwiedzaliśmy opuszczone domy, znęcaliśmy się nad starym inwalidą co miał ogród za ogrodzeniem, gdzie nam wpadała często piłka i zadeptywaliśmy jego ogród. Byliśmy takimi głupimi dziećmi z osiedla. W moim mieście nie było konkurujących klubów sportowych, nie było tak zasadniczych podziałów dzielących miasto i młodzież w mieście. I co ważne: w takim życiu podoficjalnym tak naprawdę nie byłeś zmuszony do udziału, mogłeś być na marginesie, się izolować, nie uczestniczyć w zabawach, czy rzadko. Traktowano cię jako kogoś gorszego, innego, nie zawsze to było przyjemne ale nikt tak do końca nie zmuszał do identyfikacji z osiedlem. Z powodu kiepskiego wzroku i okularów raczej nie mogłem brać udziału w wielkich bójkach międzyosiedlowych, zawsze padało zdanie, że „masz okulary!”, co przekreślało sprawę. Niektórzy na osiedlu wyrośli na gangsterów, małe kradzieże przerodziły się w większe i recydywę, lądowaliśmy w poprawczakach, małe bójki w większe awantury i pobicia, z użyciem niebezpiecznych narzędzi. Ale nadal taki gość był nasz, z naszego osiedla, solidarność obowiązywała. Musiał być cholernie nieznośny, żeby go nie zaakceptować, bać się i uciekać, a byli tacy wykolejeńcy, co gdy wychodzili z więzienia, trzeba było uważać na podwórku i w razie czego uciekać.

Podobnie jest na dużych osiedlach w Krakowie. Z tym że tu dochodzi rywalizacja ze względu na kluby sportowe i podział na osiedla, z którymi trzymasz i na te wrogie. Do tego dochodzą narkotyki, których za moich dziecinnych lat było niewiele: chemikalia do odurzania się, „kompoty” własnej produkcji. Z życia podoficjalnego, podwórkowego niedaleko jest do nielegalnych używek. Tu żyje się życiem nielegalnym, ukrywanym przed rodzicami i dorosłymi wychowawcami. Gdzie indziej są wypolerowane domy kultury z zamkniętymi drzwiami, gdzie są specjalne zajęcia i nauczanie, to byty podobne do szkoły choć trochę na innych zasadach, powiedzmy: miejsca elitarne. Tu trzeba mieć specjalne zdolności: aktorskie, muzyczne, plastyczne. Dla osiedlowej bandy i żulerii nie ma tam miejsca. Od niedawna dla takich „gorszych” ludzi istnieją miejsca: w Krakowie np. ośrodki „Siemachy”, działają streetworkerzy z MOPSu, niektóre ośrodki kultury i pozarządowe organizacje także wypełniają podobną misję. Próbują wkroczyć w to życie podoficjalne, nielegalne, zbudować przestrzeń zaufania. W założeniach nie dąży się do likwidacji takich grup, czy zawłaszczenia i ubrania w normy instytucjonalne. Raczej chodzi o pewną pomoc, w razie czego o zapobieganie przestępczości, z której trudno już się potem wykaraskać, mając wyrok w papierach, haki w życiorysie.

17 stycznia duża grupa młodych ludzi zamordowała na Kurdwanowie w biały dzień innego młodego człowieka, domniemanego byłego przywódcę gangu, mającego powiązania z wojną kibiców. To zabójstwo zaszokowało cały Kraków. Każdy raczej chciał się odciąć od tego wydarzenia i potępić, ponaglano do znalezienia winnych. Im szybciej znajdzie się winnych, tym szybciej siebie samego można rozgrzeszyć. Sami mieszkańcy Kurdwanowa chyba nie wiedzieli i nie wiedzą, jak się zachować wobec tej zbrodni. Reagują obojętnością, zaspokajają ciekawość lub na fali wydarzeń baczniej przyglądają się, co robią ich dzieci, czy są bezpieczne. Przejęci byli i są znajomi ofiary i kibice jednej z drużyn. W pogrzebie Tomasza C. na Woli Duchackiej wzięło udział około 700 osób. Odszedł młody mężczyzna, który miał plany i marzenia. Wybaczmy mu błędy, które popełnił za życia, bo były wynikiem ludzkich ułomności – mówił proboszcz z Woli.

osiedlowe miejsce pamięci, Kurdwanów, luty 2011, fot. Roman Łaniewski

3 lata temu była mowa o wdrożeniu sprawdzonego niemieckiego projektu społecznego „Miasto socjalne„. Jako miejsce realizacji nie przypadkiem został wytypowany Kurdwanów. Niestety, zabrakło niedużego wkładu finansowego Krakowa, większość środków zapewniała strona niemiecka. Być może były jeszcze inne przyczyny nie podjęcia projektu.

Kurdwanów liczy ponad 30 tys. mieszkańców, cała Dzielnica XI grubo ponad 50 tys., może 60 tys. Na Kurdwanowie są obiekty sportowe: nowoczesny basen, boisko typu „orlik”, korty, jest jeden dom kultury utrzymywany przez Spółdzielnię Mieszkaniową „Kurdwanów Nowy”, szkoły, przedszkola, duży teren zielony w środku osiedla, tzw. park kurdwanowski, jeden reprezentacyjny festyn organizowany przez spółdzielnię mieszkaniową, z gwiazdami polskiej estrady. Na Kurdwanowie ma siedzibę Rada Dzielnicy XI. Znana jest duża grupa poetów z Kurdwanowa. Jest liceum im. K. Kieślowskiego o profilu filmowym. Prezes SM Kurdwanów Nowy jest chwalony za zaradność. Parę razy szedłem tamtędy przed północą, było bezpiecznie, ale jak w labiryncie, na pustkowiu, wielkie bloki i uczucie samotności. Czasem ktoś zaginie, czasem spłonie jakieś mieszkanie. Jakieś jednak problemy tam muszą być, skoro wytypowano Kurdwanów do programu „Miasto socjalne”. I teraz ta straszliwa śmierć – egzekucja w biały dzień. Kolega zapytał zaskoczony: „czy to Bronx?”. Wybudowano wielkie osiedle – sypialnię. Ale jak tu zasnąć, gdy zabijają w biały dzień, w tak okrutny sposób? Dlaczego mieszkańcy nie reagują, nie idą w marszu protestacyjnym przez osiedle? Jakby spali. Jak tłumaczą dzieciom tę śmierć? Bo przecież muszą im coś powiedzieć, nie można dziecka samego zostawić z taką zbrodnią pod oknami. Przecież to nie był film, W-11 tu nie przyjechało kręcić odcinek, to zdarzyło się naprawdę. Ludzie żądają więcej patroli policji na osiedlu i więcej kamer. Jakby nie można było ze sobą porozmawiać. Policja i kamery nie załatwią tu spraw bezpieczeństwa. Trzeba spróbować mieć do siebie zaufanie i trzeba na to pracować – inaczej żyć się nie da. Życie społeczne to nie więzienie, mieszkania to nie cele, a ulice to nie „spacerniak”.

Sugerowałbym powrót do projektu „Miasto socjalne” na Kurdwanowie, o ile nie jest za późno i Niemcy z Frankfurtu nad Menem się nie rozmyślili. Wdrożenie projektu mogłoby chyba zapobiec różnym nieszczęściom nawet bardziej niż np. remont stadionów.